Biuletyn Klubu Inteligencji Katolickiej w Chrzanowie | |||
Nr 26 | http://chrzanow.kik.opoka.org.pl | lipiec-wrzesień 2005 r. |
Po ingresie na katedrę krakowską, ksiądz arcybiskup Stanisław Dziwisz powołał proboszcza parafii św. Mikołaja, kapelana naszego Klubu, na proboszcza parafii św. Salwatora w Krakowie. Poniżej publikujemy tekst podziękowania wygłoszonego przez prezesa Klubu w sobotę 3 września na Mszy świętej o godz.18 i tekst wiersza okolicznościowego Anny Sali.
Ks. dr Stefan Misiniec
Prałat Jego Świątobliwości
Czcigodny Księże Prałacie!
Dziękujemy za lata troski o parafię, jako Ojciec Duchowny, pasterz i rządca.
Gdy przed 13 laty zostałeś posłany do Świętego Mikołaja w Chrzanowie jako proboszcz, pokazałeś nam jak trzeba szanować pamięć o poprzednikach przygotowałeś audycję telewizyjną o śp. Zbigniewie Mońce, w której wspominaliśmy niezwykłego proboszcza. Pamiętamy.
Dziękujemy za troskę o ubogich w parafii i wspieranie Towarzystwa św. Brata Alberta.
Dziękujemy za pokazywanie dróg do świętości: poety Jerzego Lieberta, naukowca Eugeniusza Romera i pielęgniarki Służebnicy Bożej Janiny Woynarowskiej, poprzez twórczość literacką, pracę naukową, przygotowywanie dokumentów do procesu beatyfikacji. Znalazłeś czas na doktorat, znalazłeś czas na twórczość literacką.
Dużo serca i pracy włożyłeś, by nasza świątynia była coraz piękniejsza. Są nowe rzeźby, w tym "Ostatnia Wieczerza" antepedium w ołtarzu głównym. Są nowe obrazy. Jest nowy dach, odnowiony ołtarz główny, kaplice św. Stanisława i Matki Bożej Częstochowskiej z przedsionkami i wejście do kościoła.
Dziękujemy za troskę o Klub Inteligencji Katolickiej w Chrzanowie, nie narzucającą się, dyskretną. Trwało to ponad połowę czasu istnienia Klubu. Skorzystaliśmy z gościny, skorzystaliśmy z życzliwego wsparcia, gdy Klub przeżywał kryzys, skorzystaliśmy słuchając podpowiedzi np. przy organizacji Tygodni Kultury Chrześcijańskiej. Służyłeś swoją mądrością i kontaktami. Dziękujemy za spotkania w Klubie, a szczególnie za to ostatnie o Ojcu Świętym Janie Pawle II.
Zechciej przyjąć najserdeczniejsze życzenia zdrowia, wytrwałości, radości i wszelkich łask Jezusa, któremu służysz. Niech wspomaga Cię Matka Najświętsza, Twój patron Święty Stefan i nasz Święty Mikołaj oraz służebnica Boża Janina na drogach Chrystusowego Kapłaństwa.Na pamiątkę dajemy obraz Świętego Mikołaja niebiańskiego opiekuna naszego kościoła parafialnego u którego boku wzrastała Sługa Boża Janina. Obraz namalowała specjalnie dla Ciebie najmłodsza członkini naszego Klubu, Marta, studentka Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.
W imieniu
Klubu Inteligencji Katolickiej w Chrzanowie
Wojciech Sala - prezes
Chrzanów, dnia 3 września 2005 r.
Anna Sala
Najbardziej uderzające jest to, że tak mało wiemy o Józefie na podstawie naszych Świętych. Pism. O trzydziestoletnim pobycie razem z Maryją i domniemanym Synem Mesjaszem, nie wiemy nic. Nie wiemy nawet kiedy umarł. Został obrany opiekunem Kościoła przez Jana XXIII. Po wielu wiekach Jan XXIII wprowadził uzupełnienie w pierwszej modlitwie eucharystycznej i dlatego będzie trochę dłuższa, ale chcę ją odmówić. Jest opiekunem kościoła. Pokora, cichość, wierność a On na dalszym planie.
A tymczasem współczesnym ideałem jest być zauważonym. Mówimy nieobecni nie liczą się i dlatego staramy się być obecni. Patrzymy na Józefa. Czy jego siła nie tkwi w tym, że jest taki słaby? Wiemy zresztą im wartości są wyższe tym ich wołanie jest słabsze. Głód piszczy mi żołądek a o ile mam ufać komuś to jest cenne. "Zaufaj", takie lekkie wołanie wyższej wartości. Im prymitywna wartość tym bardziej nachalna. Nie mówię tylko o jedzeniu, ale też o seksie, o władzy. Ordynarna brutalność narzuca się, a to co jest naprawdę szlachetne, cenne, to jest takie małe, niezauważalne jest po prostu. Akt tkwi w tym żebyśmy w to uwierzyli.
Jesteśmy na rekolekcjach. Słucham Drogę Krzyżową, poszczególne stacje. Wyciągałem swoje wnioski dla siebie do pracy nad sobą. Myślę, że obecni to samo uczynili. Przecież zależy nam na zmartwychwstaniu i uczestniczeniu w tridum, w tej Męce naszego Pana.
Być małym to jest wbrew temu światu. W domu patriarchat ojciec ma absolutną władzę a może matriarchat matka rządzi brutalnie tak jak mąż, a Kościół proponuje partnerstwo. Czyha na Was, na każdego z nas pokazywanie władzy. Tak się zastanawiam, że Św. Józef nikogo nie pouczał. A dlaczego my wszyscy jesteśmy nauczycielami narodów i pouczamy, odwołamy się do doświadczenia życiowego, mądrości i do wieku ewentualnie. Zapominamy zupełnie o tym, że stary koń też ma duże doświadczenie i z tego nic nie wynika. Przekonać siebie, że to co jest cenne nie musi błyszczeć. Spojrzeć na Św. Józefa skromny, na dalszym planie. To jest jeden aspekt. On jako wzór a potem jego wiara.
Gdybym ja miał taki sen, to prawdopodobnie bym powiedział, albo za dużo zjadłem na kolację, albo muszę kogoś ze znajomych psychiatrów odszukać, a Józef uwierzył. Uwierzył temu co Pan Bóg przekazał mu w śnie. Ja nie wiem czy to jest takie łatwe. Proszę zastanówmy się, bo ja mogę też mieć sen, że trzeba kogoś sprzątnąć. Nie tak. On tym słowom, które usłyszał był wierny i uwierzył. Biorąc realnie, przecież jest o wiele prościej, że jego żona się puściła, a niżeli poczęła z Ducha Świętego. Dlatego chcąc uniknąć skandalu chciał odejść. A On uwierzył.
Jak jest z moją wiarą? Przecież znajdujemy się zawsze w obliczu tajemnicy. Teraz znajdujemy się na Eucharystii, a to jest tajemnica, ale jest realna. Jest rzeczywista w innym wymiarze. Będę trzymał opłatek, Wy na języku. Niektórzy znacznie podskakują, że ma się Ciało Chrystusa położyć na rękę, jakby to było ważne jakby nie było o wiele ważniejsze. Czystość serca to jest decydujące. A co plugawie mówi: ręka czy język? Skoro nasi biskupi taką możliwość otworzyli wiedzą co czynią.
Czy ja mam nadzieję? Mamy głosić tę nadzieję. Mamy żyć tą nadzieją. To nie jest zawsze łatwe. Zawsze byłem zadowolony kiedy kostuchna pętała się po Kościelnej, a nie znalazła się w przedpokoju. A mam mieć nadzieję. Uwierzyć. Pan Bóg nas naprawdę prowadzi. Że w małżeństwie różnie bywa. Byliśmy wczoraj świadkami, że ktoś uciekł, widocznie ojciec dobrze przekonał. Różnie bywa. Trzymać się tego przecież ja Panu Bogu ślubowałem. Ja kiedyś namawiałem żonę takiego solidnego alkoholika, żeby mu dała kopniaka i koniec. A ona wie ksiądz, ja przed Bogiem ślubowałam. Rację miała. To jest wiara, nadzieja. Jak twoja sytuacja będzie beznadziejna On jest, ostatnie słowo należy do Boga. Wspomniałem, że ja jestem tylko wędrownikiem, nie za bardzo ufałem Bogu, kiedy bawiłem się w proboszcza, trzeba Jemu zaufać. Człowiek dopiero doznaje słuszności. Pamiętam też taki moment z grudnia 1979r. laryngolog zajrzał w moje gardło i mówi "cholera". Potem byłem w kościele, ale nie wiedziałem czy żyje czy nie żyję. Nadzieja wbrew nadziei. I państwo macie tysiące takich przykładów, że ktoś zaufał. To jest ten moment krytyczny, żeby trwać, żeby nie dać sobie zabrać tej nadziei. Sytuacje są tysięczne. W Bogu nasza nadzieja. Mieć nadzieję.
Wolność, tolerancja, radość naszych czasów. Czy potrafimy idąc za Józefem uwierzyć Bogu? Jemu zaufać?
Homila wygłoszona na rekolekcjach w Ośrodku Karmelitańskim na Groblach.
Z taśmy magnetofonowej spisała Danuta Kulesza.
W poprzednim numerze Biuletynu rozpoczęliśmy publikowanie dyskusji o pracy, która odbyła się na II Dniu Społecznym w Libiążu, 16 października 2004 r. Obecnie publikujemy dalszy ciąg tej dyskusji.
Jerzy Kołodziej: Tematem tego spotkania jest: Kościół (Ksiądz Lucjan dodał Chrystus), praca i pieniądze. Problem, przed którym stoimy wielokrotnie, jest problemem głównie dlatego, że stawimy tą hierarchie w odwrotnym porządku pieniądze, praca i ewentualnie Kościół Chrystus. Od przyjęcia tej hierarchii zależy rezultat końcowy naszych działań.
Wielokrotnie słyszymy wokół siebie, że brakuje nam pieniędzy. Słyszymy, że pieniądze są podstawowa sprawa, żeby utrzymać szkolnictwo, opiekę zdrowotną, i wiele innych działań w społeczeństwie, rodzinie, ale również w Kościele. Chciałbym powiedzieć, że takie postawienie sprawy jest z gruntu nieprawdziwe. Jest to kłamstwo, które jest powielane w codziennych rozmowach, ale również w środkach masowego przekazu. Dlaczego to jest kłamstwo? Dlatego, ze koncentruje się na jednym z drugorzędnych elementów z pominięciem najważniejszych.
Na początek przyjrzyjmy się naszej sytuacji w Polsce z szerszej perspektywy i porównajmy nasz standard życia z innym krajami w świecie. Łatwo możemy się przekonać, że na tle wszystkich krajów żyjemy w najbogatszym rejonie świata. Tego się nie da podważyć. I co widzimy, że głównym problemem ludzi w najbogatszym rejonie świata jest brak pieniędzy.
Dla potwierdzenia mojej tezy chciałbym się odnieść do moich doświadczeń. W ostatnim okresie dosyć często podróżuję do Chin. Również w ubiegłym roku na zaproszenie księdza, który jest rektorem seminarium Redemptoris Mater w Kitwe byliśmy z całą rodziną w Afryce, w Zambii, gdzie mogliśmy zaobserwować jak wygląda Afryka z bliska. Również podróżuję do Stanów Zjednoczonych, Anglii i pozostałych krajów Unii Europejskiej ponieważ praca, którą wykonuję często wymaga takich podróży. Mam zatem dość dobre możliwości obserwacji. Z tych obserwacji wynika, że nie jesteśmy wcale mniej zamożnym krajem niż kraje zachodu. To, co nas blokuje to nasza mentalność, która pokutuje w nas od wielu lat i nam ciągle podpowiada, że jesteśmy w kraju, w którym nam się coś się należy. Jest to jeden z głównych naszych problemów. Bardzo rzadko spotykamy się przejawami wdzięczności za to, co mamy a najczęściej słyszymy pretensje, że czegoś nie otrzymaliśmy, co nam się słusznie należało. Jeżeli ktoś wychowuje dzieci w takim przeświadczeniu, albo potwierdza w swoim otoczeniu, że coś im się należy, to tym samym generuje przyczynę wielu problemów. Dlatego zmiana myślenia, o której mówimy jest przede wszystkim zmianą w obrębie tej mentalności. Gwarantem naszego życia, gwarantem naszego bezpieczeństwa tutaj na ziemi nie jest pieniądz, lecz Chrystus jeśli jesteśmy Chrześcijanami. Jeśli wykonujemy swoją pracę rzetelnie, przez co potwierdzamy swoja przydatność w danym miejscu to, czy tego chcemy czy nie, uzależniamy pracodawcę i współpracowników od siebie. Prawie w każdej działalności chodzi o to, żeby praca była wykonana. Jeśli dostarczmy wyników w pracy, to pracodawca nie chcąc stracić cennego pracownika będzie dbał o nasze wynagrodzenie. Jeżeli ktoś nie ma zaufania do Pana Boga, to najpierw chce mieć zagwarantowaną "kasę" na stole, a dopiero potem ewentualnie może zabrać się do pracy. Zagadnienie, o którym mówimy mieści się w naszych relacjach do pieniądza do pracy i do Pana Boga. I jeżeli te relacje nie są dobrze ustawiona to niewiele można tutaj zaradzić. Tego się nie da naprawić znalezieniem komuś pracy lub przekazaniem pieniędzy.
Patrząc od strony pracodawcy widzę, ze pomimo dużego bezrobocia brakuje pracowników. Słyszę z wielu stron od wielu pracodawców błaganie: gdzie znaleźć dobrego pracownika. To jest jeden wielki głos, którym wołają prawie wszyscy pracodawcy. I tutaj widzimy dwa światy: z jednej strony pracownicy, którzy szukają pracy i mówią nie mogę znaleźć pracy, a z drugiej strony pracodawcy, którzy mówią nie mogę znaleźć pracownika. Gdzie, zatem leży błąd? Ja nie spotkałem pracodawcy, który by nie powiedział "ja nie chcę zatrudnić pracownika". A jakiego pracownika szuka pracodawca? Nie takiego, który stawia na pierwszym miejscu pieniądze, lecz takiego, który przyniesie konkretną wartość do firmy. Przy takim podejściu rozmowa o wynagrodzeniu nie jest rozmową trudną dla żadnej ze stron. Takie podejście wiąże się ze zmiana sposobu myślenia. Nad tym właśnie pracujemy żeby pomagać innym zmienić sposób myślenia o pracy oraz jak budować swoją relację do Pana Boga, ale również w kontekście pracy.
Dokonaliśmy pewnej obserwacji, że w Kościele niewiele uwagi poświęca się sprawie budowania właściwych relacji człowieka do pracy. Dość często pojawią się hasła w rodzaju: "nie należy wykorzystywać pracowników", co jest prawdą dość oczywistą, lecz niewiele uwagi poświęca się sprawie, która wydaje się być o wiele ważniejsza, jakie miejsce powinna zajmować praca w hierarchii, która jest przedmiotem tego spotkania: Chrystus Praca Pieniądze. Naturalne jest podejście, w którym czas dzielimy na niedzielę, kiedy idziemy do Kościoła i na resztę tygodnia, kiedy zajmujemy się swoją pracę i pieniędzmi. Taki podział prowadzi to tego, że często zajmujemy się sprawami niepotrzebnymi, które zabierają nam zbyt wiele czasu, przez co stajemy się ubożsi zarówno duchowo jak i materialnie. Między innymi te sprawy są przedmiotem naszych rozmów, jakie prowadzimy z Księdzem Lucjanem.
Ks. Lucjan Bielas: Kiedy przechodzimy krakowskimi uliczkami w czasie pory obiadowej spotykamy braci zakonnych spieszących z menażkami do różnych biednych i samotnych osób, spotykamy kolejki przed kuchnią Brata Alberta, przed jadłodajnią u SS. Felicjanek, OO Kapucynów i u furt wielu klasztorów. Można mieć wrażenie, że rzeczywiście Kościół robi bardzo dużo dla ubogich, że te pieniądze, które my składamy na tacę, one również do tych ubogich docierają. To wszystko jest jednak pomocą ważną, ale doraźną. Jesteśmy z Panem Jerzym tego samego zdania, co do tego, że źródło tego bolesnego zjawiska, jakim jest bezrobocie i związana z nim bieda, leży przede wszystkim w "naszych głowach", w głowach i tych biednych i tych bogatych. Ponieważ zazwyczaj poruszam się w stroju duchownym i to w sutannie, jestem często zaczepiany przez biednych proszących o wsparcie. Zwykłem pomagać, ale prawie zawsze pytam o przyczyny biedy. Pierwsza jakby standardowa reakcja to narzekanie na czasy i system. Można powiedzieć szukanie winy w układach społecznych. Nie zadawalam się tymi wypowiedziami i zwykle pytam dalej. Wtedy odsłania się następna warstwa, są to poranienia w stosunkach z najbliższymi, z żoną, z rodzicami, z dziećmi, z teściami. U ich podłoża przeważnie leży grzech. Do niego przyznać się jest najtrudniej i przedziwnie ludzie nie widzą związku między nim, a niepowodzeniem w życiu. Brak woli poprawy jest usprawiedliwiany pretensjami do Kościoła, a dopełnieniem wszystkiego jest alkohol, coraz częściej narkotyki i uwikłanie się w degenerujące towarzystwo. Świadomość nieubłaganie mijającego czasu jeszcze bardziej pogrąża w depresji. Wielu z moich rozmówców ma poczucie niemożności samodzielnego wyjścia z tej sytuacji, mimo, że mają dobre zawody i niegdyś byli cenionymi pracownikami. Nie zapomnę wyznania pewnego bezdomnego: Gdyby ksiądz był cały czas przy mnie, może bym miał siły, aby się zmienić.
Są i tacy bezrobotni, którzy się takimi po prostu ogłosili. Jest im tak wygodnie. Pewien mój znajomy ok. pięćdziesiątki, od wielu lat nie pracuje i pracy nie szuka. Jest na utrzymaniu żony i całym dnie spędza przy komputerze. Kiedy żona przychodzi z pracy musi gotować obiad, ponieważ mąż nie potrafi.
Można mnożyć przykłady o różnych formach i przyczynach bezrobocia. Jeszcze raz podkreślam, że z moich wieloletnich obserwacji i rozmów wynika, że przyczyna leży w "popsutej głowie". Nieraz pytam moich rozmówców: Gdyby pan był pracodawcą i zgłosił się ktoś z taką głową, czy przyjąłby pan go do pracy?. Najczęściej pada odpowiedź: Nie!
Problem właściwego myślenia jest i po stronie pracodawców. Kiedyś wysłuchiwałem opowieści pewnego młodego sprzedawcy pracującego w jednym z krakowskich sklepów z bardzo luksusowymi i drogimi artykułami wyposażenia wnętrz. Sklep jest przeznaczony przede wszystkim dla najbogatszych klientów. Ten młody człowiek żalił się na sposób traktowania sprzedawcy przez kupujących. Bardzo często ci, którzy przychodzą kupować przedmioty zbytku odnoszą się do pracownika sklepu z nieukrywanym poczuciem wyższości. Przejawia się to w tego typu zwrotach jak: Zapakuj mi to! Wynieś mi to! Ten prosty przykład wskazuje na istotne problemy w myśleniu pracodawców: inwestowanie w luksus i przerażający spadek wrażliwości. Najczęściej i w ich przypadku grzech jest u podstaw ich chwilowego sukcesu. Przypominam sobie relację pewnego kierowcy autobusu, który opowiadał mi o bogatym człowieku z jego rodzinnej miejscowości. Znany był z wielkich pieniędzy i jeszcze większej arogancji i bezwzględności względem pracowników. Choroby i śmierć niespodziewanie położyły biznesowi kres. Dziś z fortuny nie pozostało śladu, a we wsi pozostała tylko opowieść o pewnym bogatym człowieku.
Stoi więc przed nami w Kościele Chrystusowym konkretne zadanie. Z jednej strony roztropne dawanie jałmużny, z drugiej zaś praca nad przemianą myślenia biednych i bogatych.
Jerzy Kołodziej: Chcielibyśmy, aby po tym wprowadzeniu, jakie zrobiliśmy z księdzem Lucjanem to spotkanie w dalszej części miało charakter dyskusyjny. Na początek chciałbym zadać otwarte pytanie: czy to, o czym mówimy, jest dla Państwa interesujące? Zachęcam również do zadawania pytań.
Wojciech Sala: Proszę Państwa. W tym roku po raz drugi organizujemy w ramach Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej Dzień Społeczny poświęcony pracy i bezrobociu. Rok temu, po wykładzie red. St. Wilkanowicza p.t. "Kultura pracy a bezrobocie" wywiązała się dyskusja, która trwała dłużej niż sam odczyt. W dyskusji wzięli udział przedstawiciele różnych środowisk lokalnych, w tym m. in. gospodarz dzisiejszego spotkania p. dr Niedzielczyk i p. dyr. Krystyna Karnas. Materiał okazał się na tyle interesujący, że został opublikowany w wielu miejscach: w wersji drukowanej i internetowej biuletynu naszego KIKu, na stronach fundacji "Znak" poświęconych pracy, ale również jako materiał KAI na V Zjazd Gnieźnieński "Europa Ducha" do pracy w temacie "Chrześcijanin wobec rynku i bezrobocia". Był udostępniany również uczestnikom Tygodnia Społecznego w Krakowie.
Okazuje się, że inicjatywy lokalne mogą być interesujące dla szerszego ogółu. Mówię o tym dlatego, by zachęcić Państwa do dzielenia się własnym doświadczeniem pracy na rzecz pracy, doświadczeniem pomocy na rzecz bezrobotnych, którzy sami nie potrafią sobie pomóc, na rzecz samoorganizacji społeczeństwa. Myślę, że tym doświadczeniem warto się podzielić.
Uczę w szkole w Sierszy. Spotykam się tam z biedą, którą spowodowała likwidacja kopalni. Biedą osób, których bezrobocie zaskoczyło.
W naszym Klubie Inteligencji Katolickiej w Chrzanowie, choć bezrobotnymi bezpośrednio się nie zajmujemy, problem ten nas również dotyka. Myślimy, że warto doprowadzać do regularnych spotkań różnych środowisk, które zajmują się tym problemem. Klub ma dobre kontakty z parafiami, Akcją Katolicką w Chrzanowie i Libiążu, z administracją samorządową na szczeblu miast i powiatu, z innymi KIKami w Polsce. Nawiązaliśmy kontakty ze stowarzyszeniem "Rodzina Kolpinga" z Poręby Żegoty. Dziś nie przybyli, ale mam nadzieję, że dojdzie do regularnej współpracy. Bardzo cieszymy się, że z niedalekiego Jaworzna są nasi goście. Myślę, że ten kontakt będzie można wzmocnić, szczególnie z tamtejszymi oddziałami Akcji Katolickiej i z Klubem Inteligencji Katolickiej.
Zachęcam do zabrania głosu.
Genowefa Benio: To nie jest temat o pracy konkretnie, ale "Kościół praca pieniądze". A ja taką refleksją się chciałam z Państwem podzielić "Religia biznes pieniądze". Właściwie to jest podobne. Każde z tych pojęć było i jest związane z homo sapiens. Religia daje podstawy moralnego ładu w postępowaniu człowieka. Praca to koło napędu filozofii, rozwoju nauki, postępu technicznego i kultury. Pieniądze ich przepływ dotyczy zmiany właściciela. A więc stworzono prawo. Te trzy elementy tworzą cywilizację, a więc system wartości i postępowania człowieka. Cywilizacja europejska jest cywilizacją trzech wzgórz: Synaju, Akropolu i Kapitolu. Na Synaju otrzymaliśmy prawo moralne reguły postępowania wobec Boga i człowieka. Akropol dał nam filozofię związaną z kulturą grecką. Ludzie stworzyli podstawy geometrii geometria Euklidesa, podstawy arytmetyki, podstawy astronomii, jak również nawet teorię budowy atomów. Jeden z filozofów twierdził, że materia dzieli się tak drobno, aż w końcu są jakieś najmniejsze cząstki. Stworzyli architekturę i kulturę. Na Kapitolu, a więc to jest kultura rzymska, stworzyły się podstawy prawa obowiązującego Europę do dzisiaj. Te trzy źródła tworzyły nurt cywilizacji europejskiej związanej z Chrześcijaństwem około dwa tysiące lat. Zwracam uwagę na elementy naszej kultury, aby przypomnieć jak ważne jest to w konstytucji, jak ujęcie korzeni europejskich jest ważne w konstytucji europejskiej. Dziękuję bardzo.
Mieczysława Niedzielczyk: Ja może wrócę do tego, co powiedział pan dr Kołodziej, że pracodawcy potrzebują pracowników, a pracownicy potrzebują pracy. Zastanawiam się, czy nasze szkoły nie produkują bezrobotnych. Mnie się wydaje, że powinien być jakiś instytut przewidujący, jak ludzi kształcić, w jakich zawodach. Przypuśćmy, że mam dziecko w wieku szkolnym, które skończyło gimnazjum i jest w szkole średniej, w liceum. Jaki zawód ma wybrać, jak nim pokierować. Jeśli jest czymś bardzo wybitnie zainteresowane to oczywiście jest wiadomo, ale większość młodzieży chce tak kierować swoim życiem, żeby potem mieć pracę. Czy jest w Polsce jakaś taka instytucja, która by mówiła, w jakim kierunku się kształcić, bo będzie potrzebne? Bo moda jest złudna. W pewnym momencie bardzo byli potrzebni ekonomiści, prawnicy, więc wszyscy się na te kierunki rzucili i dziś już ekonomiści, prawnicy mają trudności w dostaniu pracy. W związku z tym, czy nie trzeba by coś takiego stworzyć i czy to jest możliwe?
Jerzy Kołodziej: Postaram się odpowiedzieć na to pytanie z perspektywy pracodawcy.
Dzisiaj, przy tak szybko zmieniających się tendencjach w skali globalnej, a co dalej za tym idzie zmieniającej się ekonomii, nie jesteśmy w stanie niczego precyzyjnie przewidywać. Gdyby ktoś powiedział, że wie jakie miejsca pracy będą potrzebne za pięć lat, to ja bym nie dał wiary takiej prognozie. Możemy natomiast starać się wychowywać młodych ludzi z takim nastawieniem, żeby nie inwestowali w coś, co się nie sprawdzi. Pan Wojciech powiedział o tym że kopalnie się rozwiązały i powstało bezrobocie o charakterze strukturalnym. To jest dobry przykład. Jeśli ktoś pokładał nadzieję w tym, że ta kopalnia będzie trwałym miejscem pracy które da bezpieczeństwo jemu i jego rodzinie, to była to zła inwestycja. Zdaję sobie jednocześnie sprawę z tego jakie to może być trudne dla poszczególnych osób i ich rodzin.
Bo jeżeli postawimy sprawę nieco inaczej i przyznamy, że moje bezpieczeństwo nie pochodzi od pieniądza, od pracodawcy, od moich zdolności, tylko Boga, to wtedy mój umysł jest otwarty na to, abym się nie wiązał bezpośrednio z kopalnią, ani z konkretnym zawodem, tylko był otwarty. I to jest główna podstawa. Tego się nie da zrobić w żadnej instytucji. Tego się nie da nauczyć w szkole. Jest to element wychowania wychowania w rodzinie, jak i wychowania w środowisku, które jest w stanie dostarczyć takich wartości. Dzisiaj otwartość jest podstawowym atrybutem, który należy mieć zawsze przy sobie.
Inna cenna postawa do postawa służenia innym. Ta postawa jest głoszona przez Kościół od samego początku. Ma to również wymiar praktyczny. Jeżeli człowiek nastawia się na to, że służy innym, i wykonuje tą pracę rzetelnie niezależnie od tego, czy jego szef jest dobrym czy złym szefem, tylko wykonuje ją tak jakby ją wykonywał przed Panem Bogiem to uzyskuje dwa efekty: jest w zgodzie ze swoim sumieniem a w obszarze materialnym uzależnia swojego pracodawcę od siebie. Tak na prawdę nie ma innego sposobu na to, żeby pracę mieć i ją zachować. Na początku taka postawa wydaje się być dość naiwna, bo pierwsza myśl jest następujące: jak na początek dam z siebie wszystko bez żadnych gwarancji to potem pracodawca mnie wykorzysta i tutaj zwykle przychodzi na myśl wiele rożnych sytuacji "z życia" i "dobrych rad", które nam mówią abyśmy się nie dali wykorzystywać. A praktyka jest o wiele prostsza żaden pracodawca nie będzie się chciał pozbyć pracownika, który regularnie dostarcza mu wartość na najwyższym poziomie.
Podróżując do Chin jestem trochę zaniepokojony o miejsca pracy w Polsce dlaczego? Bo ja widzę, że Chińczycy przejmą prace z Polski. (statystyki mówią, że w latach 1989 do 2003 z USA odpłynęło 1,5 miliona miejsc pracy do Chin). Dlaczego tak się dzieje?
Chińczycy już dość dawno otworzyli się na świat i budują u siebie bardzo szybko infrastrukturę nowoczesnego państwa. Ich wymagania są o połowę mniejsze niż nasze, pomimo tego, że my Polacy w porównaniu do Niemiec mamy niskie wymagania. Coraz częściej się zdarza, że Chińczycy wykonują swoją pracę szybciej i dokładniej od Europejczyków. Nie trudno przewidzieć, w którym kierunku może się to potoczyć. Miejsca pracy przemieszczą się tam gdzie praca jest tańsza i lepiej wykonywana. Nie jest moim zamiarem zasiewać niepotrzebnego niepokoju jedynie chciałem się podzielić moimi obserwacjami, które moim zdaniem korespondują z omawianym tematem.
Mieczysława Niedzielczyk: Nawiązując do wypowiedzi pana inżyniera powiem, że 62% ludzi w Polsce nie dostaje wynagrodzenia za pracę. To nie kształtuje charakteru człowieka, by uczciwie pracował. Opiekując się klubem dla bezrobotnych prawie przez trzy lata miałam do czynienia z przypadkami, kiedy naprawdę potrzebowali pracowników. I była praca. Np. Zakład w Zabierzowie. Oferta była wywieszona w Powiatowym Urzędzie Pracy, że potrzebują. To nie była praca "na lewo".
Z Libiąża nie jest łatwo się dostać do Zabierzowa. Więc pracownicy składali się na pojazd. Postawiono ich na stanowisku pracy, ale nie zawarto z nimi umowy o pracę. Każdy pracował bardzo solidnie, żeby pracodawca go widział, żeby jego właśnie przyjął i zawarł z nim umowę. Ale jak po tygodniu i więcej, nie było żadnego odzewu od strony pracodawcy, to przestał przychodzić do pracy. Nie potrafił się upomnieć. Mówił "Jak się upomnę, on mi i tak nie da i nie przyjmie mnie do pracy." Więc się nie upominali. Pracodawca kolejno brał następnych i przez tygodzień zatrudniał ludzi za darmo. Wiemy, że 62% to nie ci, którym pracodawca w ogóle nie płaci, tylko ci, którzy otrzymują płacę na raty, czy też z opóźnieniem. Bo sześćdziesiąt procent pracy za darmo, to byłaby straszna liczba. Niemniej, wielu jest pracodawców, którzy są nieuczciwi. Robotnicy z żalem mówili, że widzą tego człowieka idzie do Kościoła, stoi przed ołtarzem, kupił drugi czy trzeci samochód, a jemu za pracę nie zapłacił.
I to nie są oderwane przypadki. Oczywiście, bezrobotni to nie świat tylko pokrzywdzonych aniołów. Wiadomo, że wśród ludzi bezrobotnych najwięcej pochodzi z patologicznego środowiska. Ale są wśród nich ludzie uczciwi, którzy nie mają przebicia na dzisiejsze czasy, bo trzeba być bardzo aktywnym, trzeba umieć przedstawić się pracodawcom. Kluby pracy, które powstają, mają za zadanie nauczyć ludzi aktywności, jak pisać podanie, jak pisać życiorys, jak się przedstawić pracodawcy, jak z nim rozmawiać.
Organizowaliśmy kursy komputerowe, podstawowe, dla ludzi którzy kompletnie komputera nie znali, dla osób, które już były zaawansowane, były jakieś dwa kursy komputerowe, nawet grafiki komputerowej. Organizowaliśmy też jako ten klub kurs budownictwa, kurs jak zakładać drobną przedsiębiorczość, jak obsłużyć kasę fiskalną. W różny sposób staraliśmy się tym ludziom pomóc. Przez 2 lata był kurs języka angielskiego i włoskiego.
Ludzie młodzi prowadzili te kursy, zawsze ich podziwiałam. Młodzi ludzie, którzy najpierw byli klubowiczami bo nie mogli pracy dostać. Zdarzało się nawet, że niektórzy z tych co poprzez klub dostali pracę, oddawali te swoje usługi klubowi. Ofiarowywali swoją sobotę, niedzielę. Szkoły nam udostępniały pracownie komputerowe, co też było dużą odwagą, bo przecież to jest drogi sprzęt, można zepsuć. A jednak, przez te dwa lata, nawet trzy nie wydarzył się żaden incydent, żeby ktoś się źle zachował.
Powiedziałabym, że na pewno, gdybyśmy wszyscy postępowali zgodnie z nauką Chrystusa i pracodawcy i ci szukający pracy, to byłby raj na ziemi. Niestety życie jest jakie jest i ono chyba takie pozostanie, tym bardziej, że wchodzimy w fazę, kiedy automatyka, technologia jest tak zaawansowana, że człowieka zastępują maszyny. W związku z tym praca stanie się luksusem, bo wielu ludzi zastąpią maszyny.
Oczywiście, że musi się więcej mówić, rzecz nazywać po imieniu, że niepłacenie za pracę jest złem, przestępstwem. I tu też jest apel do Kościoła.
Wszyscy musimy nad sobą pracować. Czasem ogarniało mnie zniechęcenie do pracy z klubowiczami, z bezrobotnymi. Wówczas przypominałam sobie spotkania z papieżem ogromne tłumy ludzi, nieprzebrane morze ludzi. I tak sobie pomyślałam gdyby każdy człowiek choć troszeczkę zrobił, to powstałoby morze dobroci. Może w tym kierunku trzeba iść. Nie wiem. W każdym razie jest to wszystko bardzo trudne zaczynanie od podstaw, ludzie którzy zakosztują pieniędzy, tak jak ksiądz mówił, nie zawsze w sposób uczciwy zdobyty nie szanują drugiego człowieka. Może z nich się najbardziej rekrutują ludzie, którzy nie szanują pracy drugiego człowieka, bo oni bogactwo dostali niezasłużenie.
No ale żyjemy w takim świecie, jaki jest. I musimy znaleźć środki na to, żeby tę sytuację rozwiązywać.
Wojciech Sala: Poruszę dwa problemy: zatrzymanie zapłaty i płaca niegodziwa.
Uczono mnie, że grzechem o pomstę do nieba wołającym jest zatrzymanie zapłaty robotnikowi. To nadal obowiązuje i ten grzech społeczny rodzi złe skutki dla pokoju społecznego.
Problem drugi to płaca godziwa, o jakiej przypomina Jan Paweł II w encyklice Laborem exercens. Nie każdy może sięgać po zawody intratne, choćby nawet dysponował odpowiednim poziomem umiejętności. Nie każdy może być biznesmenem i społeczeństwo złożone z samych biznesmenów nie byłoby w stanie funkcjonować. Płaca godziwa to taka, z której dorosły mężczyzna, głowa rodziny, może utrzymać rodzinę. Czy płaca nauczyciela, lekarza, pielęgniarki jest godziwa?
Ogromna rzesza ludzi jest płacona niegodziwie. Są więc sytuacje, w których otwarta głowa nie wystarcza.
Józefa Skalniak: Bardzo zainteresowało mnie wprowadzenie, które usłyszałam. Przyznam, że nigdy nie porównywałam naszego obecnego systemu z systemem starorzymskim. Myślę, że po dokładnym przeanalizowaniu dużo można by było znaleźć podobieństw. Bardzo mnie to zaciekawiło.
Ale w trakcie wypowiedzi zanotowałam sobie parę interesujących mnie problemów. Pracuję w pomocy społecznej od 1980 roku. Więc jest to już szmat czasu. Przeszłam przez wszystkie przemiany, które w naszym kraju były. Widziałam wszystkie problemy, które się pojawiały, widziałam nadzieje ludzi, widziałam to wszystko co się potem z tymi nadziejami działo, i chcę powiedzieć tak nie ma stanów idealnych nie ma idealnego pracodawcy i nie ma idealnego bezrobotnego. To, o czym mówiła pani doktor, to jest właśnie to, czego my doświadczamy na co dzień, w pracy w pomocy społecznej.
Pierwszą sprawą, na którą chcę zwrócić uwagę, jest pytanie: czy jeśli ktoś otrzymuje "coś" bez pracy, to czy jest dla niego tak samo ważne i tyle samo warte, jak coś, na co musi przynajmniej w minimalnym zakresie zapracować. Jest to ogromny problem, żeby tak wypośrodkować pomoc, udzielić jej w takim zakresie, żeby nie prowadziła jednocześnie do uzależnienia się od tej pomocy, do braku inicjatywy, do przyzwyczajenia się, mało do edukowania następnych pokoleń do życia w ten właśnie sposób. Jest to ogromy problem i problem obciążający nas, bo gdzie znaleźć granicę, gdzie jeszcze trzeba pomagać, inwestować w rodzinę za darmo, a gdzie tę pomoc już ograniczyć, zmusić rodzinę do działania. Jak spowodować, żeby od siebie zaczęła również coś dawać.
Trudna sytuacja rodziny często nie wiąże się to tylko z bezrobociem lecz występuje szereg innych współistniejących problemów, które również trzeba załatwić, trzeba pomóc rodzinie znaleźć rozwiązanie.
Widzimy różne oblicze bezrobotnych. Inaczej ma się rzecz z ludźmi młodymi, którzy po skończeniu szkoły przychodzą pełni energii, chcą założyć własne rodziny, szukają pracy naprawdę bardzo intensywnie. I niestety nie mogą jej znaleźć. Podejmują byle jaką pracę, na czarno, bez ubezpieczenia, bez przyszłości, bez stabilizacji dla własnej rodziny. Powstają nowe rodziny wielopokoleniowe, te które kiedyś u nas były tak bardzo dobrze oceniane, z tym, że w tej chwili to rodziny są wielopokoleniowe ze względów czysto ekonomicznych.
Inna jest sytuacja osób bezrobotnych przez dłuższy czas. Nie mają zawodu, wchodzą w uzależnienia, im już tak na prawdę nie zależy, na tym żeby pracę znaleźć. Wiele razy podejmowaliśmy próby znalezienia pracy dla takich osób, czy to roboty publicznych, czy interwencyjne. Bywało, że nie podejmowały pracy, albo jak ją podjęły, to wykonywały niesolidnie. A pracodawca takiego pracownika nie chce. Dla nas to też były w pewnym sensie porażki. Byliśmy źle odbierani, bo skoro pośredniczymy w zatrudnianiu takich osób, to znaczy, że mamy tylko takich klientów.
Jest też jeszcze inne oblicze bezrobotnego, który na przykład po dwudziestu paru latach pracy zostaje zwolniony i w wieku czterdziestu pięciu, pięćdziesięciu lat staje na rynku pracy. Ma być konkurencyjny w stosunku do bardzo dobrze wykształconych ludzi. Ci ludzie nie znajdą pracy tak prędko. Kończy się to dla nich chorobą, bezradnością, depresją.
Dlatego mówię o kilku obliczach bezrobotnego, że tego problemu nie można jednoznacznie ocenić i stwierdzić, że wszyscy są nastawieni na branie.
Także pracodawca nie zawsze jest człowiekiem idealnym. Znamy firmy, które tak jak pani doktor powiedziała łudzą, zatrudniają na czarno. Po jakimś czasie okazuje się, że nie ma wynagrodzenia, albo dostają 50 zł zaliczkowo. To też uczy czegoś pracownika, prawda? Tworzy obraz pracodawcy, którego interesuje tylko i wyłącznie zysk własny, natomiast o pracowników mu nie chodzi. To nie jest ten układ, że pracownik dobrze wykonuje pracę, ja go cenię, szanuję, ja go chcę zatrudniać. Jako pracodawca mogę powiedzieć, że ten układ idealnie mi odpowiada. Premiuję pracowników, którzy są wykształceni, którzy starają się wprowadzać jakieś nowe rzeczy do pracy. Zwykle ten układ nie jest aż tak idealny i zakłóca relacje pomiędzy pracodawcą a pracownikiem.
Coraz częściej praca jest towarem i tak jest ona traktowana. I tu nie ma miejsca na dobre relacje międzyludzkie. Ja pracownik daję towar on pracodawca za to płaci. A wyścig i konkurencję, którą w tej chwili widzimy, zwłaszcza wśród ludzi młodych, nie wiem czy możemy to oceniać pozytywnie. Jest wyścig, konkurencja za wszelką cenę, żeby być lepszym, żebym to ja się utrzymał, a nie kolega. Gdzie są relacje międzyludzkie w tym wszystkim? Mnie to bardzo martwi.
Z taśmy spisał i opracował redakcyjnie Wojciech Sala.
Trzecia, ostatnia część dyskusji w kolejnym numerze Biuletynu -»(3).
Redagują: Anna Sala, Wojciech Sala mabit@pro.onet.pl