Strona główna Spis treści wszystkich biuletynów Biuletyn Klubu Inteligencji Katolickiej w Chrzanowie
Nr 18 Nr 19 Nr 20 http://chrzanow.kik.opoka.org.pl wrzesień - grudzień 2003 r.

[
Życzenia świąteczne]
[Kultura pracy a bezrobocie * Dlaczego kultura pracy? * Jakich mamy bezrobotnych? * Postęp techniczny i ludzie "zbyteczni" * Bezrobotni i społeczność lokalna * Doświadczenia i propozycje]
[Spotkania w Klubie * Wrzesień 2003 * Październik 2003 * Listopad 2003 * Grudzień 2003]

Dlatego Pan da znak:
Oto Panna pocznie i porodzi Syna
I nazwie go imieniem Emmanuel
Iz. 7,14

Drodzy Przyjaciele!

Dziękujemy Panu za kolejny rok przeżyty w naszych wspólnotach, za dobro którym nas obdarza w życiu osobistym i społecznym poprzez ludzi, których do nas posyła.

Dziękujemy Panu szczególnie za 25 lat posługi Jana Pawła II na Stolicy Piotrowej dla dobra Kościoła i Świata. Dziękujemy Panu za dobro, które jest dziełem rąk Waszych.

Życzymy Wam, Drodzy Przyjaciele, by Emmanuel - Jezus, który rodzi się w betlejemskiej stajni otaczał Was ciepłem swej Miłości na drogach życia.

W imieniu Klubu Inteligencji Katolickiej
w Chrzanowie

Jan Sala, sekretarz     Wojciech Sala, prezes

Chrzanów, Boże Narodzenie 2003r.

* * *

Stefan Wilkanowicz
"Kultura pracy a bezrobocie"

Tekstem referatu red. St. Wilkanowicza rozpoczynamy relacje z XVIII Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej w Chrzanowie, dostępne również na Klubu.

Przebieg dyskusji przedstwiony jest w Biuletynie nr 20

Dlaczego kultura pracy?

Bo nie chodzi tu tylko o wiedzę, ale także o postawy i umiejętności. Wiedza to warunek wstępny, ale nie wystarczający - zwłaszcza w czasach, kiedy trzeba się uczyć stale. Ważniejsza jest postawa, to znaczy chęć uczenia się i porządnego pracowania, pilnie i z inicjatywą, z troską o użytkownika wyników mojej pracy (zarówno przedmiotów jak i badań naukowych). Tego się trzeba uczyć poprzez pracę, książkowa wiedza nie wystarcza.

Zatem kultury pracy trzeba uczyć od dziecka - poprzez pracę. Tymczasem rodzice często są przekonani, że dziecko tylko ma się uczyć, im więcej tym lepiej, bo od tego zależy jego przyszłość. A zatem :"ucz się, ucz się, w domu niczego nie musisz robić". W rezultacie dzieciak wbija sobie do głowy rozmaite wiadomości, które nie koniecznie będą mu w życiu potrzebne. Natomiast wyrasta na nieudacznika i egoistę, który nie może sobie w życiu poradzić, jest niesprawny, nie ma inicjatywy, poczucia odpowiedzialności.

Nie ma co ukrywać, że system szkolnictwa nie jest jeszcze dostosowany do istotnych potrzeb dzisiejszego społeczeństwa. Nadal istnieją szkoły (choć coraz mniej), które "z natury rzeczy" produkują bezrobotnych, to znaczy uczą w sposób nie dający szans na znalezienie pracy.

Sytuacja jest paradoksalna: gdy się rozmawia z bezrobotnymi czy z przedstawicielami Urzędów Pracy, to się widzi brak ofert pracy, a gdy z agencjami, które poszukują pracowników, to okazuje się, że "nie ma ludzi do pracy". To znaczy ludzie są, tylko nie z takim wykształceniem i nie z takimi cechami charakteru jakie są potrzebne.

Jest to sytuacja dramatyczna. Niedawno mówiliśmy o niej w ramach poświęconego bezrobociu "Tygodnia Społecznego" w Oświęcimiu. Jednym z jego tematów było właśnie przygotowanie do pracy w szkole. Bardzo ciekawe były głosy nauczycieli, którzy dzielili się swoimi doświadczeniami i bolączkami.

Na ogół biorąc w szkole nie myśli się o tym, żeby dziecko odpowiednio wcześnie przygotować do pracy. Żeby to dziecko już w szkole coś robiło, żeby było za coś odpowiedzialne, żeby mogło mieć inicjatywę. A nie tylko traktować je jak małego człowieka, któremu trzeba wpychać do głowy informacje, które po części dość szybko stają się nieprzydatne, wymagają nieustannego wzbogacania. Szkoła do tego musi przygotowywać. A ponadto dawać pewną wiedzę o różnych zawodach i o rynku pracy ( w końcowych klasach).

Oczywiście musimy zdawać sobie sprawę z trudności, wynikających ze złych przyzwyczajeń. Po poprzednim ustroju odziedziczyliśmy "wyuczoną bierność". Każdy sobie jakoś musiał radzić, ale inicjatywy mieć nie powinien.. Przyzwyczajał się, że od inicjatywy jest władza, on ma słuchać i wykonywać.

Tymczasem dzisiaj inicjatywa i poczucie współodpowiedzialności są niezwykle ważne, to warunek powodzenia nie tylko jednostek ale i całego państwa. Żaden urząd nie jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie potrzeby. Nowoczesny sposób sprawowania władzy (na wszystkich jej szczeblach) polega na umiejętności współpracy z rozmaitymi ciałami społecznymi, na korzystaniu z ich pomysłów i inicjatyw - oraz ich pobudzaniu.

Stopień samoorganizacji społeczeństwa jest miernikiem nie tylko kultury politycznej - co jest oczywiste - ale także w pewnym stopniu i kultury pracy, bo w obu wypadkach chodzi o inicjatywę i zaangażowanie.

U nas nie jest z tym najlepiej. Przeciętny Szwed należy do trzech organizacji. A tymczasem na terenie pewnego polskiego powiatu istnieje tylko koło gospodyń wiejskich .........i dużo bezrobotnych. Przy tym stopniu bierności bezrobotni pracy nie znajdują, nie tylko z powodów "obiektywnych" ale i dlatego, że jej nie szukają, nie umieją jej szukać, nie umieją niczego wymyślić.

Nasza kultura pracy jest jeszcze bardzo niewystarczająca. Musimy zrobić ogromny wysiłek kształtowania odpowiednich postaw, budzenia inicjatyw. To jest równocześnie zadanie dla rodziny, dla szkoły, dla samorządów, dla organizacji społecznych, dla katechezy i całego duszpasterstwa. Trzeba to robić szybko i od podstaw.

Jakich mamy bezrobotnych?

Musimy się teraz zastanowić nad samymi bezrobotnymi, bo wszyscy zastanawiają się nad bezrobociem, mało kto mówi o bezrobotnych. Niedawno czytałem bardzo dobry artykuł wybitnego ekonomisty, który bardzo wnikliwie analizował problem bezrobocia. Ale zauważyłem, że w tym długim artykule słowo "bezrobotny" nie padło ani razu. Tam były tylko trendy, wskaźniki i procenty.

Tak nie da się ani myśleć, ani działać. Jeżeli mamy rozwiązywać, czy łagodzić problemy bezrobocia, to trzeba znać bezrobotnych, rozumieć ich, martwić się o nich, pomagać im w rozmaity sposób.

Niektórzy, zwłaszcza u nas w Polsce, uważają, że problem rozwiąże się sam, gdy będzie rozwój gospodarczy. Wobec tego wszystko trzeba zrobić, aby stwarzać warunki dla rozwoju przedsiębiorczości, żeby dawać ulgi itd. itd. Co jest słuszne, ale to nie rozwiązuje sprawy. Bo rozwój gospodarczy może być różny. Wzrost produktu krajowego brutto może być nawet spory, a mimo to rozwój jest chory.

Kiedyś zdarzyło mi się uczestniczyć w podróży studyjnej po Brazylii. Ku mojemu zaskoczeniu dowiedziałem się, że w pewnym okresie produkt krajowy brutto znacznie wzrósł. Brazylia stała się ważnym w świecie eksporterem broni, a równocześnie znacznie wzrósł analfabetyzm. Jaki to rozwój? Na dłuższą metę to katastrofa.

Rozwój musi być harmonijny, to musi być rozwój ludzi i społeczeństwa, a nie tylko doraźny wzrost produktu globalnego. Trzeba więc zmienić perspektywę, zacząć od ludzi.

Gdy przyjrzymy się samym bezrobotnym, to dostrzeżemy bez trudu, że bezrobocie jest czynnikiem niszczącym bezrobotnego i dość często jego rodzinę. Dlatego obecny system zasiłków stoi na głowie - promuje niszczącą bezczynność zamiast pożytecznej pracy.

Oczywiście trzeba brać pod uwagę szarą strefę i bezrobocie pozorne. W Polsce nie wiadomo ilu jest prawdziwych bezrobotnych. Przecież 70-80% zarejestrowanych bezrobotnych już nie ma prawa do zasiłków. Jeżeli tak, to z czego żyją? Żyją nędznie, ale żyją. Muszą więc mieć jakieś źródła dochodu. Zapewne część pracuje na czarno, część trudni się jakimś pokątnym, drobnym handlem, przemytem, czy drobną przestępczością. Z jednej strony to dobrze, bo jakoś żyją - ale z drugiej to katastrofa odsunięta w czasie, bo przecież nie będą mieli prawa do emerytur.

A równocześnie społeczeństwo się starzeje, mamy kryzys systemu emerytalnego we wszystkich starzejących się społeczeństwach. Pozostanie więc tylko opieka społeczna, która ledwie dyszy.

A do tego dochodzi jeszcze problem rent, które w PRL-u przyznawane były łatwo, nie zawsze legalnie. Zapowiedziana weryfikacja może się okazać bolesna - sporo rencistów może przez nią nie przejść.

Społeczność bezrobotnych można, z grubsza biorąc, podzielić na trzy kategorie. Pierwsza to zrezygnowani, którzy już nie walczą, już nie szukają pracy, może już nawet nie sa do niej zdolni. Schodzą na margines społeczeństwa, stają się żebrakami, włóczęgami, drobnymi przestępcami. Degradują się wielostronnie.

Druga kategoria, to "przystosowani". Ci, którzy nauczyli się żyć jako bezrobotni, umieją kombinować, wyłudzać wszelkiego rodzaju zasiłki i zapomogi, trochę dorabiają czy dokradają. Nie jest to łatwe, ale możliwe. W Niemczech dużo łatwiejsze - przed kilku laty nawet powstało w Berlinie Stowarzyszenie Szczęśliwych Bezrobotnych.

A jeszcze jest trzecia - to są ludzie zbuntowani, którzy nie mogą pogodzić się z tym, że się ich degraduje. Nieraz bez własnej winy są odrzucani, czują się bezsilni.

To są ludzie, którzy albo stają się przestępcami, nieraz idą do mafii albo do organizacji skrajnych, także terrorystycznych. To zjawisko trzeba traktować bardzo poważnie.

Zwłaszcza dla młodzieży bezczynność jest bardzo groźna. Przed kilkoma laty przeprowadziliśmy ankietę na temat młodzieży i przemocy, rozprowadzana w szkołach średnich. Pytaliśmy młodych, skąd się bierze przemoc wśród młodych, jak się przejawia, przeciwko komu, jak z nią walczyć, jak zapobiegać. Dostaliśmy około trzech tysięcy odpowiedzi, często bardzo ciekawych. Okazało się, że młodzi ludzie trzeźwo patrzyli na sytuację. Doskonale opisali przyczyny przemocy, ale mieli sporo trudności ze wskazaniem środków zaradczych. Przyczyny okazały się proste: nuda, brak pozytywnego zajęcia, jakiegoś celu. Dokładnie mówili to, co profesor Kępiński, znakomity psycholog, określił krótko: "człowiek, który nie tworzy, musi niszczyć". Albo się realizuje robiąc coś, tworząc, ale gdy nie może - czy nie chce - to realizuje się niszcząc, protestując, krzycząc, bijąc, kopiąc itd.

Zatem młodzi proponowali tworzenie jakichś klubów dla młodzieży, dyskusyjnych czy sportowych, organizowanie jakiejś sensownej działalności, jakiejś pozytywnej aktywności.

Bezrobocie jest dla młodych szczególnie niebezpieczne, może w krótkim czasie wykolejać ludzi na całe życie.

Postęp techniczny i ludzie "zbyteczni"

Niektórzy badacze zjawiska bezrobocia są pesymistami, uważają, że postęp techniczny musi powodować bezrobocie, zastępowanie ludzi przez maszyny i automaty. Nie da się temu zaradzić. Niektórzy sądzą nawet, że po jakimś czasie praca stanie się luksusem, dostępnym tylko dla niektórych. Ale co z resztą?

Nie musimy czekać na realizację tej prognozy - już od dość dawna mamy problemy z ludżmi, z którymi nie wiadomo co zrobić. Nigdy nie zapomnę pewnego wieczoru w Brazylii, kiedy gościliśmy u pewnej pani z "wyższych sfer". Rozmowa zeszła na problem milionów pozbawionych ziemi chłopów, którzy ciągną do wielkich miast i powodują rozrastanie się dzielnic nędzy. Owa pani powiedziała wtedy z wielką prostotą :"nam ci ludzie nie są potrzebni". Rzeczywiście! Normalnemu społeczeństwu, ludziom jakoś w życiu urządzonym, nie są oni do niczego potrzebni. To tylko kula u nogi. Ale co z nimi zrobić? Spisać na straty? Przecież nie można dopuścić do tego aby się degradowali i marnowali. Trzeba zaleźć jakiś sposób, żeby dać im możliwość jakieś pracy, wyrwać z niszczącej bezczynności - lub złej aktywności. Trzeba im przywracać nadzieję i chęć do działania.

Przed kilkoma miesiącami miała miejsce konferencja w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, w trakcie której poruszone była m.in. sprawa bezrobocia. Brał niej udział minister Hausner ( wtedy jeszcze nie wicepremier). Zapytałem go czy nie widzi możliwości aby bezrobotni, którzy już utracili prawo do zasiłku, mogli go odzyskać jeśli podejmą pracę jako wolontariusze. Uznał, że jest to interesujący pomysł, ale ciągu dalszego nie było.

Powinien jednak nastąpić. Jestem przekonany, że powinniśmy spróbować wyjść z inicjatywą ustawodawczą, która miałaby na celu stworzenie możliwości dla każdego bezrobotnego przedstawienia propozycji pracy społecznie użytecznej, która po zatwierdzeniu przez odpowiednią komisję, dawałaby mu prawo do przedłużenia zasiłku lub innej formy wynagrodzenia. Mogłyby by być to prace rozmaite, na przykład wymienione w ustawie o wolontariacie: pomoc społeczna, działalność charytatywna, podtrzymywanie tradycji narodowej, świadomości obywatelskiej i kulturowej, działalność na rzecz mniejszości narodowych, ochrona i promocja zdrowia, działania na rzecz osób niepełnosprawnych, promocja zatrudnienia i aktywizacji zawodowej osób pozostających bez pracy lub zagrożonych zwolnieniem z pracy, upowszechnianie i ochrona praw kobiet, działalność na rzecz zrównania praw kobiet i mężczyzn, działalność wspomagająca rozwój gospodarczy, działalność wspomagająca rozwój wspólnot i społeczności lokalnych, nauka, edukacja, oświata, wychowanie, krajoznawstwo, wypoczynek dzieci i młodzieży.

Krótko mówiąc: wszelka praca, która jest użyteczna dla jakiejś grupy społecznej, czy dla danego miasta, wsi, czy nawet dla rodzin lub pojedynczych osób, a której taki czy inny urząd nie jest w stanie wykonać.

Prace takie mogłyby być wykonywanie samodzielnie lub w zespole bezrobotnych.

Punktem wyjścia dla takiego pomysłu jest dla mnie francuski system RMI (remuneration minimale d'insertion), który dotyczy długotrwałych bezrobotnych. Bezrobotny, który stracił prawo do zasiłku, może wystąpić o jego przywrócenie jeśli podejmie, uzgodnione z odpowiednią komisją, starania o znalezienie pracy. Czasem mogą to być poszukiwania wedle wskazówek tejże komisji, często również podniesienie kwalifikacji zawodowych czy uzyskanie nowych (na przykład prawa jazdy).

Celem jest tu aktywizacja bezrobotnych, wyrwanie ich z apatii i bezczynności, dając równocześnie pomoc finansową.

Rozszerzenie tego systemu na bezrobotnych wolontariuszy w Polsce mogłoby być szczególnie ważne dla organizacji pozarządowych, ponieważ mogliby oni angażować się w ich działalność i stanowić dla nich cenną pomoc. Równocześnie trafialiby do przyjaznego środowiska i uczyli się pomagać innym.

Bezrobotni i społeczność lokalna

Przygotowanie do pracy (do jej szukania i dobrego realizowania) to także uczenie się rozpoznawania potrzeb środowiska. Powinno się ono zacząć jeszcze w szkole, zarówno przez kontakty z przedstawicielami różnych zawodów i różnych środowisk jak i przez pobudzanie zainteresowania społecznością lokalną, potrzebami ludzi, wśród których się żyje. Można na przykład już uczniom szkół średnich proponować zadania lub konkursy, zawierające pytania: dotyczące potrzeb mieszkańców wsi, dzielnicy czy miasta i sposobów ich zaspokojenia - nie w formie żądań pod adresem władz lecz propozycji prac czy działań obywateli.

Podobne konkursy można by proponować absolwentom i bezrobotnym, dawać nagrody i szukać funduszów na realizację dobrych projektów.

Przed paroma laty opracowaliśmy projekt programu przeciwdziałania bezrobociu dla średniej wielkości miasta. Na razie nie uzyskał finansowania ze strony ze źródeł zagranicznych, był może zbyt rewolucyjny, zakładał bowiem zaangażowanie całej społeczności lokalnej, od szkół poprzez organizacje społeczne, parafie, media, przedsiębiorców - do władz lokalnych.

Także w dziedzinie pomocy charytatywnej trzeba szukać sposobów budowania sąsiedzkiej, lokalnej solidarności. Przykładem może tu być moja parafia w czasie stanu wojennego. Otrzymywała dary z zagranicznych środowisk i trzeba je było sprawiedliwie rozdzielać. Ktoś wpadł na pomysł aby zapytać parafian o ich potrzeby i możliwości pomagania innym.

Około pięciu tysięcy rodzin, które miały być odwiedzane przez księży w czasie tzw. "kolędy" otrzymało listy od księdza proboszcza, zawierające trzy pytania:

Odpowiedzi nas zaskoczyły : 800 próśb o pomoc i prawie tyle samo ofert pomocy. Byliśmy zachwyceni, ale w praktyce nie było łatwo skoordynować oferty z prośbami. Najpierw trzeba było sprawdzić autentyczność potrzeb: autor pomysłu natychmiast zauważył, że jeden z jego sąsiadów, dość zamożny, prosi o pomoc, a inny, dość biedny, ją oferuje.....Dalej okazało się, że ludzie są chętni do udzielania doraźnej pomocy, pieniężnej czy innej, ale obawiają się długotrwałych zobowiązań, choćby niewielkich. Trzeba więc było parafię podzielić na mniejsze części, sektory, i dla każdego stworzyć zespół koordynujący.

To doświadczenie było inspiracją dla Krajowej Rady Katolików Świeckich, która opracowała apel o powszechną pomoc wzajemną oraz ankietę ułatwiającą jego realizację. Wyliczała ona - przykładowo - różne potrzeby i możliwości pomagania, nie tylko w dziedzinie materialnej, ale także, na przykład, pomoc w nauce czy uzyskaniu lepszych lub nowych kwalifikacji zawodowych.

Chodzi o to, aby wychodzić poza utarte schematy, na przykład klasyczne szkolenia, szukać bardziej indywidualnego podejścia, pobudzać wzajemną pomoc, nie wymagającą dużych struktur, lokali, organizacji i pieniędzy.

Przyzwyczailiśmy się, że wszystko wymaga pieniędzy i zawsze najpierw pytamy o budżet. Otóż pieniędzy coraz mniej i nawet oczekiwana europejska manna (która zresztą nie spada sama z nieba lecz wymaga umiejętnych starań) nie rozwiąże naszych problemów. Powinniśmy najpierw robić to, co nie wymaga pieniędzy, tylko trochę czasu i dobrej woli. A może by tak zrobić wielką ankietę - czy konkurs - zatytułowany "Reformy bez pieniędzy"? Poprosić wszystkich o projekty, które by zmierzały do poprawy pracy ludzi, do lepszego rozeznawania potrzeb, lepszej organizacji? Wydaje mi się, że tutaj są bardzo duże rezerwy, tylko my ich w tej chwili jeszcze nie widzimy. Wszyscy jesteśmy w mniejszym lub większym stopniu pogrążeni w pewnej bierności, w pewnych schematach myślenia.

Za dawnych czasów poseł Konstanty Łubieński przyznał się (w małym gronie), że ma ochotę rzucić hasło: "więcej kraść, mniej marnotrawić!". Był przerażony rozmiarami marnotrawstwa w systemie gospodarki pseudoplanowej i upadkiem kultury pracy, uważał więc, że kradzież to mniejsze zło....

Dzisiaj marnotrawstwo jest też ogromne (głównie jest to marnotrawstwo czasu powodowane przez biurokratyczne procedury, złą organizację pracy, niekompetencję i niedbalstwo). Walka z nim wymaga mobilizacji powszechnej.

Doświadczenia i propozycje

Wydaje mi się, że bardzo potrzebne są takie kluby pracy, w których aktywność samych bezrobotnych jest najważniejsza. Istnieje wiele klubów przy Urzędach Pracy, prowadza one potrzebne szkolenia, ale to nie wystarczy. Kluby powinny być miejscem spotkania bezrobotnych zarówno z władzami jak i z przedsiębiorcami, organizacjami społecznymi, nauczycielami, duszpasterzami, dziennikarzami.....gdzie bezrobotni powinni być, w miarę możliwości, gospodarzami, a nie tylko podopiecznymi.

Podobne kluby istnieją, tylko mało kto o nich wie, ich doświadczenia i osiągnięcia są nieznane.

Możemy się sporo nauczyć od krajów Europy Zachodniej. Mam dobrych znajomych pod Paryżem, w niedużym miasteczku, ktoś z nich był jego wiceburmistrzem. Zapytałem co robią dla bezrobotnych, w jaki sposób im pomagają, jak budzą przedsiębiorczość. Otrzymałem taki stos dokumentów, że nie mogłem się przez niego przegryźć, była to plejada działań najrozmaitszych, czasem niemal mikroskopijnych, ale w sumie ważnych.

Mam nadzieję, że znajdą się wolontariusze, którzy będą przeglądali prasę francuską (a także i inną) i wyłapywali wszelkie ciekawe informacje na temat bezrobotnych czy metod przeciwdziałania bezrobociu, tłumaczyli je i umieszczali na naszych stronach internetowych (www.praca.znak.com.pl).

Zresztą także i w Polsce dzieje się dużo ciekawych rzeczy, o których mało się wie. Wielka prasa się takimi sprawami nie interesuje, to nie są tematy "sprzedażne" (chociaż zapewne nimi się staną jeśli się sytuacja jeszcze pogorszy). Trochę lepiej z prasą lokalną, a najłatwiej wykorzystywać można Internet.

Mam nadzieję, że w niedługim czasie będziemy mogli wprowadzić na nasze strony (www.praca.znak.com.pl) wyniki ankiety, którą przeprowadził ks.arcybiskup Życiński w kilkudziesięciu parafiach archidiecezji lubelskiej. Jej pytania dotyczyły stanu bezrobocia, działalności władz samorządowych, organizacji społecznych i parafii, a także współpracy pomiędzy nimi.

Okazało się, że istnieją wielkie różnice międy parafiami. W niektórych widać, że w tej dziedzinie nie dzieje się nic, a inne mają bardzo ciekawe pomysły i je realizują. Trzeba będzie jednak poprosić o rozszerzenie niektórych sprawozdań, aby można było lepiej korzystać z opisywanych doświadczeń .

Czekają także na opracowanie materiały z "Tygodnia Społecznego" w Oświęcimiu, w trakcie którego omawiano następujące tematy:

Doświadczenia tego "Tygodnia" prowadzą do przekonania, że warto podejść do zagadnienia bezrobocia także od inne strony, najpierw zorientować się jakich mamy bezrobotnych w danej miejscowości, jak oni szukają pracy, jakie mają szanse na jej znalezienie, co trzeba robić żeby tę pracę znaleźli, w jaki sposób ich aktywizować.

Podzieliłem się z Państwem szeregiem refleksji i doświadczeń. Będę bardzo wdzięczny za ich uzupełnianie i korygowanie.


SPOTKANIA W KLUBIE

Wrzesień 2003 r.

Październik 2003 r.

Listopad 2003 r.

Grudzień 2003 r.


Redaguje: Wojciech Sala mabit@pro.onet.pl