Strona główna Spis treści wszystkich biuletynów Biuletyn Klubu Inteligencji Katolickiej w Chrzanowie
Nr 31 Nr 32 Nr 33 http://chrzanow.kik.opoka.org.pl styczeń - marzec 2007 r.

Stopk@

SPOTKANIA W KLUBIE

Spotkania wtorkowe w styczniu 2007 r. w salce KIK o godz. 1000 .

2.01. Zebranie organizacyjne przed "Opłatkiem".
6.01. "Opłatek Klubowy" z zaproszonymi Gośćmi w sali im. Janiny Woynarowskiej.
9.01. Mszy św. za śp. Adolfa Lianę w kościele św. Mikołaja.
Homilia O.Jacka Salija o rodzinie w salce KIK.
12.01. Anna Sala: "Na ścieżkach modlącego się arcypasterza" - Abp Lwowa św. Józef Bilczewski - fragmenty z pism.
23.01. Alina Jaśko: Apostołowie Chrystusa.
Zebranie Zarządu.
30.01. Anna Sala: Abp Lwowa św. Józef Bilczewski "Eucharystia - Wielki Sakrament życia".

Spotkania wtorkowe w lutym 2007 r. w salce KIK o godz. 1000 .

6.02. Katarzyna Sala: Św. Siostra Faustyna i Boże Miłosierdzie.
13.02. Alina Jaśko, Zenon Urbaczka: Państwo Boże - państwo ziemskie u św. Augustyna.
20.02. Krąg Biblijny (10) z Ks. Romanem Sławeńskim. Rozdział 6 Ewangelii wg św. Łukasza.
Zebranie Zarządu
27.02. Poranek klubowy

Spotkania wtorkowe w marcu 2007 r. w salce KIK o godz. 1700 .

6.03. Izabela Kostrzewa: Droga Krzyżowa
13.03. Mec. Grażyna Ciesielska - Dziadkiewicz: "Fascynacja Bogiem Kazimiery Iłłakowiczówny".
20.03. Krąg Biblijny (13) z Ks. Romanem Sławeńskim. Ewangelia wg św. Łukasza 6, 12-26.
Zebranie Zarządu.
27.03. Z. Urbaczka: "Dzienniczek" Siostry Faustyny (z CD).

Serdecznie zapraszamy na spotkania w Klubie we wtorki. W miesiącach od listopada do lutego spotkania odbywają się o godz. 1000. W miesiącach od marca do października wszystkie spotkania odbywają się o godz. 1700.


Krąg Biblijny (10) z ks. Romanem Sławeńskim

Ewangelia Św. Łukasza: Uzdrowienie paralityka. 21 listopada 2006r.

Głos w dyskusji zabierali również: Helena Bryła, Gość I, Gość II, Jadwiga Gross, Alina Jaśko, Izabela Kostrzewa, Antonina Likus, Irena Radym, Anna Sala, Wojciech Sala, Franciszka Urbańczyk, Matylda Ziaja, Czesława Ziegler. Z dyktafonu spisał Jan Sala. Red. Wojciech Sala.

Czytamy o uzdrowieniu paralityka. Łk. 5, 17-26.

Ks. Roman Sławeński: Gorąco zachęcam, żebyśmy się podzielili pytaniami, które budzą się w naszym sercu po przeczytaniu tego fragmentu Ewangelii.

Wojciech: "A była w Nim moc Pańska" tak, że mógł uzdrawiać". Ci, którzy przynieśli paralityka, bardzo wierzyli w to.

Franciszka: Musieli być wielkiej wiary, bo sobie tyle trudu zadali, że przez dach spuścili chorego do Jezusa.

Ks. Roman: Tymi uwagami przechodzimy do drugiego etapu naszego czytania, czyli zwracamy uwagę na to, co nas porusza, co przykuło naszą uwagę. Bardzo zachęcam to takich wniosków, zachęcam do podzielenia się swoimi odczuciami. Możemy się zatrzymać na historii z człowiekiem sparaliżowanym.

Irena: Pan Jezus musiał już być bardzo znany, bo przyszli ze wszystkich miejscowości Galilei, Jerozolimy: uczeni w prawie i faryzeusze. Wszyscy byli ciekawi, co On powie, co zdziała, kim jest. Dużo ludzi przychodziło. Czy to była tylko ciekawość czegoś nowego?

Ks. Roman: Myślę, że to jest odzwierciedlenie klimatu duchowego i społecznego, który tam panował. Dzisiaj, gdy pojawia się ważna wiadomość w telewizji, to też przykuwa naszą uwagę. Mnóstwo ludzi śledzi ją. W tamtym czasie ludźmi, którzy przykuwali uwagę byli wędrowni kaznodzieje, nauczyciele, prorocy. Gdy jeszcze do tego dochodziły cuda, znaki niezwykłe, musiało to oddziaływać. Było większe oczekiwanie takich właśnie sytuacji. Nie jest to nic dziwnego, że ludzie za tym idą. Po prostu są bardzo ciekawi. Nie ma na początku głębszego zainteresowania Jezusem jako Synem Bożym, prorokiem, nauczycielem, bo jeszcze trudno powiedzieć czy mają świadomość, że jest Synem Bożym. Natomiast jest przede wszystkim zwykła ciekawość, poszukiwanie sensacji. Jak są cuda, to pojawia się chęć zobaczenia i doświadczenia czegoś niezwykłego.

Wojciech: Ale chyba nie tylko. Tu się toczy spór fundamentalny. Kimże on jest, że wypowiada bluźnierstwa? Faryzeusze bardzo mocno pilnowali czystości wiary, może się nawet w tym pogubili, ale to dla faryzeuszów nie jest prosta ciekawość. Już od początku jest spór z Jezusem o rzeczy najważniejsze.

Ks. Roman: Dotyczy to reakcji faryzeuszów i uczonych w Piśmie, to jest tych, którzy tworzą elitę. Ale oprócz nich był cały tłum ludzi przeciętnych, zwykłych słuchaczy, ludzi prostej pracy: rzemieślników, rolników, najemników, ludzi ubogich. Widać, że zainteresowanie jest na tyle powszechne, że oprócz tych prostych ludzi przychodzą intelektualiści, czyli elita. Uczeni w Piśmie, faryzeusze są elitą tego ludu.

Faryzeusze nie są przez im współczesnych negatywnie odbierani. Inaczej jest dzisiaj, gdy faryzeusz kojarzy się negatywnie. Faryzeusze to ludzie gorliwi, taki jest źródłosłów. To ludzie, którzy mają na celu bardzo ścisłe przestrzeganie wszystkich przepisów prawa żydowskiego. Prawo Mojżeszowe stopniowo było rozbudowywane, aż do 613 przepisów. Oni się wyróżniali do końca posuniętą, bardzo radykalną czystością. Chcieli przestrzegać prawa bardzo precyzyjnie. To są ludzie najgorliwsi, gdy chodzi o wyznawców judaizmu. W takim znaczeniu mają dobrą wolę, dobre pragnienie.

Druga grupa, uczeni w Piśmie to tacy, którzy studiują Biblię, poświęcają na to dość dużo czasu, znają ją dobrze.

Antonina: To nic dziwnego, że byli krytycznie nastawieni do działalności Chrystusa i do tego, co głosił.

Ks. Roman: A tak. Tu mamy do czynienia z cudem uzdrowienia. I od razu wiadomo, dlaczego jest taki sprzeciw uczonych i faryzeuszów. Ich argument jest taki: "Któż może odpuścić grzechy oprócz samego Boga". Czy wierzą w odpuszczenie grzechów? Wierzą.

Wojciech: Wierzą w Boga, ale nie wierzą, że Jezus jest Synem Bożym.

Ks. Roman: No więc właśnie. Uważają, że w tej sytuacji jest potrzebna obrona czystości wiary. To co się dzieje, jest uderzeniem w jedną z podstawowych prawd wiary. Tylko Bóg odpuszcza grzechy. Nie ma człowieka, który mógłby to zrobić. Od razu im się zapala czerwone światełko: uwaga, to jest heretyk. I stąd taka reakcja. Reakcja z punktu widzenia faryzeuszów słuszna. Z punktu widzenia ich myślenia, z punku widzenia ich zasad reakcja jest jak najbardziej uzasadniona.

Alina: Tak reagują do czasu, kiedy Chrystus uzdrowił paraliż, bo "Wtedy zdumienie ogarnęło wszystkich, wielbili Boga i pełni bojaźni mówili: 'Przedziwne rzeczy widzieliśmy dzisiaj'".

Franciszka: Ale nie jest tu powiedziane, że faryzeusze też mieli to przekonanie.

Alina: "Wtedy zdumienie ogarnęło wszystkich". Wszystkich powiedziane.

Gość I: Szczególnie jak sprawiedliwi też potrzebują lekarza, bo są chorzy inaczej.

Izabela: Jeszcze na stary sposób są zdrowi. Gość I: Nie przyjmują tej nowości, którą Jezus im głosił, bo nadal tkwią w tym starym.

Ks. Roman: No właśnie. Później to jest wyjaśnione przy pomocy przypowieści o łacie i sukni. Natomiast tu ewangelista mówi: "Wtedy zdumienie ogarnęło wszystkich. Wielbili Boga i pełni bojaźni mówili". Pytanie, czy mamy to rozumieć dosłownie: wszystkich.

Franciszka: Czy faryzeusze też wielbili Boga? No bo zdumieni na pewno byli.

Ks. Roman: Autor, ewangelista pisze tak: "Wtedy zdumienie ogarnęło wszystkich. Wielbili Boga i pełni bojaźni mówili: Przedziwne rzeczy widzieliśmy dzisiaj". W tym stwierdzeniu nie ma jeszcze wiary, jest raczej zdziwienie. To jest delikatny, pierwszy kroczek, ale to jeszcze nie jest wiara.

Wojciech: Jezus mówi "Otóż, żebyście wiedzieli, że syn człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów", a następnie robi rzecz mocną, bardzo mocną. To pokazuje, że cuda mają sens w ujęciu wiary. Jezus przychodzi z ewangelią, z misją i cuda są podporządkowane temu, co Jezus głosi.

Ks. Roman: Można zauważyć dwojaką zależność. Wcześniej czytaliśmy, że w Nazarecie Jezus nie może dokonać cudu, bo nie ma wiary u ludzi. Czyli potrzebna jest wiara, żeby ludzie potrafili cud przyjąć. A tutaj pokazany jest związek w drugą stronę - cud jest po to, żeby wzbudzić wiarę: "Żebyście wiedzieli, że syn człowieczy ma moc odpuszczania grzechów". Czyli ten cud jest znakiem dla uwierzenia.

Potrzebna jest wiara, żeby pojawił się cud, ale też cud nie jest celem samym w sobie, żeby zadziwić, zaskoczyć, ale jest znakiem po to, żeby pobudzić do wiary. Pan Jezus wyraźnie wskazuje na takie znaczenie cudu. Nie będzie robił czegoś sensacyjnego, tylko chce zrobić coś, co tych ludzi przekona. I dlatego mówi o uzdrowieniach.

Wojciech: Zdanie, które dopełnia wcześniejszy dwudziesty werset: "On widząc ich wiarę rzekł"

Ks. Roman: Czyli jest wiara, jest cud, po to, żeby była jeszcze większa wiara.

Anna: Tak, ale dla mnie zaskoczeniem jest, że Pan Jezus tą chorobę wiąże z grzechem. Pierwsze jego słowa: "Odpuszczają ci się grzechy".

Antonina: Choroby duszy powodują również choroby ciała.

Ks. Roman: Często mówimy tak, że jak człowiek popełnia grzech, to spotka go jakieś nieszczęście. Np. w chorobie mówimy: za jakie grzechy ja tak cierpię. Jest takie powiedzenie, myślenie potoczne, nawyk, slogan. Natomiast czy Pan Jezus daje nam tutaj jakąś sugestię, że ta choroba jest związana z grzechem?

Anna: Od razu w pierwszych słowach. "On widząc jego wiarę rzekł: człowieku odpuszczają Ci się twoje grzechy."

Ks. Roman: Ale czy jest powiedziane, że ta choroba jest skutkiem jakiegoś grzechu?

Wojciech: Nie jest wcale pewne, że uzdrowi ciało, bo zrobił rzecz większą. Później ma miejsce uzdrowienie ciała - ze względu na tłumy.

Ks. Roman: Właśnie. On dokonał dwóch cudów, dwóch uzdrowień, które są zupełnie od siebie niezależne. Jadwiga: Duszy i ciała.

Ks. Roman: Wcale nie powiedział, że na skutek grzechu ten człowiek choruje. Tylko to jest jakby dwutorowa choroba, która dotknęła tego człowieka. Jest chory na duszy i chory na ciele.

Anna: W innym miejscu Ewangelii było o niewidomym przy sadzawce Siloe. Ludzie mówili: pewnie jego rodzice zgrzeszyli albo on sam. A Pan Jezus powiedział, że ani rodzice ani on, tylko żeby...

Ks. Roman: ...ujawniły się wielkie sprawy Boże, prawda? Czyli nie ma przyczyny w grzechu. Sytuacja trudna, nieszczęście nie ma bezwzględnie przyczyny w grzechu. Owszem, są takie sytuacje trudne, które mają przyczynę w grzechu. Jak ktoś wypije, jedzie samochodem, później cierpi z tego powodu leżąc sparaliżowany, to przyczyna tego jest w grzechu.

Pan Jezus otwiera inną możliwość są cierpienia, które są skutkiem grzechu, ale są też cierpienia, które nie są skutkiem grzechu. I tu wcale nie ma tego związku, że to cierpienie jest skutkiem grzechu. Natomiast wyraźnie Pan Jezus mówi, że ten człowiek - owszem, ludzie widzą - choruje na ciele - ale Pan Jezus zwrócił uwagę na ważną sprawę: oprócz tej choroby, którą wy widzicie, jest druga choroba. Choroba jego duszy. I ważniejsza jest dusza, skoro najpierw Pan Jezus ją uzdrowił.

Jadwiga: To pierwszy cud był większy, tylko że w ten cud ludzie nie uwierzyli, bo uważali, że Jezus nie ma prawa do odpuszczenia.

Ks. Roman: Przede wszystkim nie widać czy ja noszę grzech czy nie.

Gość I: A wtedy wierzymy, kiedy widzimy.

Ks. Roman: I dlatego ten drugi cud był tylko i wyłącznie po to, by pobudzić wiarę.

Jadwiga: I potwierdzić pierwszy.

Anna: To myślenie żydowskie, że choroba jest spowodowana przestępstwem, grzechem, trochę przypomina wierzenia hinduskie, że człowiek musi cierpieć, bo taka jest jego karma. Nie wolno z tego go wyzwolić. On tak ma już zostać. A tutaj jest coś innego, Jezus wyzwala.

Ks. Roman: Jest zasadnicza różnica pomiędzy myśleniem hinduskim a myśleniem żydowskim. Oczywiście są sytuacje, o których czytamy w księdze Hioba, że człowiekowi cierpiącemu wmawiają, że na pewno popełniłeś grzech, na pewno masz coś na sumieniu, bo Bóg by cię tak nie ukarał. A Hiob jest człowiekiem sprawiedliwym i nie znajdujemy wyjaśnienia, dlaczego ta konkretna osoba cierpi. Różnica polega na tym, że Hiob ma prawo poskarżyć się Panu Bogu. Ma prawo prosić Pana Boga o to, żeby oddalił od niego cierpienie. I to jest postawa żydowska. Nie rozumiemy cierpienia, ale prosimy, żeby Bóg nam pomógł i zmienił naszą sytuację.

Natomiast w myśleniu hinduskim, czy raczej hinduistycznym mamy zupełnie inną postawę. Bo tam jest tak: jeżeli cierpisz, to znaczy, że takie jest twoje przeznaczenie. Choćbyś nie wiadomo co robił, to i tak będziesz cierpiał. Dlatego nie dają jałmużny, nie budują szpitali, przytułków, żeby ludziom biednym, cierpiącym pomagać. Jak twoim przeznaczeniem jest umierać na ulicy, to umieraj na ulicy, bo nikt nie będzie zmieniał twojego przeznaczenia, a nawet nie ma prawa go zmienić. Jak twoim przeznaczeniem jest być nędzarzem i cierpieć głód, to nie ma prawa nikt zmienić twojego przeznaczenia.

A tu jest jednak zupełnie inne myślenie. Mamy wielokrotnie w Piśmie Świętym takie sytuacje, że Bóg zapewnia sprawiedliwego o swoim błogosławieństwie. Mówi się o tym, że znakiem błogosławieństwa jest pomyślność, dostatek. Za tą sugestią idą o wiele bardziej protestanci niż katolicy. Bo dla protestanta ważne jest, że Bóg chce, żebyśmy pracowali, żebyśmy się bogacili, żyli dostatnio. A jak tego nie potrafisz zrobić to znaczy, że Bóg ci nie błogosławi. I jest coś takiego w myśleniu protestanckim. Proszę zobaczyć, że gdy chodzi o życie finansowe, gospodarcze, to protestanci są bardziej sprawni niż katolicy. Budowali swoją dostatniość sprawniej niż katolicy. Szczególnie widoczne jest to w radykalniejszych odłamach protestanckich.

Helena: Jeszcze do cierpienia. Ilu było świętych, młodych, niewinnych, którzy cierpieli. To chyba nie cierpieli za swoje grzechy. Bo to się nie mieści w głowie. Ile jest ludzi niedobrych a sobie żyją bardzo dobrze.

Gość I: Dobrowolnie przyjęte cierpienia są łaską, nie dla cierpiącego, ale też dla innych.

Ks. Roman: Wyobrażam sobie zestaw naczyń połączonych: wszyscy jesteśmy wszczepieni w jeden pień, w którym płyną różne substancje. I z jednej części płyną substancje ożywiające, a z drugiej substancje trujące. To się wszystko w organizmie miesza. Okazuje się, że jestem bliżej strumienia, który zatruwa i w sposób niezasłużony z tego powodu cierpię. Np. stoję na przystanku. Pijak wjeżdża w ten przystanek. No i cierpię. Albo dobiegam do przystanku, spóźniony, a dobry kierowca czeka na mnie. Mogę spokojnie wsiąść do autobusu i w sposób niezasłużony uzyskuję dobro od tego człowieka. Czyli jest zestaw naczyń połączonych. Wszyscy jesteśmy tymi naczyniami połączonymi i w sposób niezasłużony otrzymujemy truciznę, czyli zło, ale również w sposób niezasłużony otrzymujemy dobro. Oczywiście miło jest otrzymać to dobro. Buntujemy się, gdy spadają te trucizny.

Matylda: Ja chciałam zapytać o ewangelię z ostatniej niedzieli. Było o dziesięciu trędowatych, których Pan Jezus uzdrowił. Jeden wrócił się i podziękował za uzdrowienia, a dziewięciu odeszło. Pan Jezus pyta się: a co z tymi dziewięcioma, których uzdrowiłem? Jak to właśnie jest, czy oni nie podziękowawszy Panu Jezusowi zostali uzdrowieni, czy też trąd powrócił?

Ks. Roman: Na pewno nie mamy żadnych informacji na ten temat.

Czesława: Zostali uzdrowieni, nie podziękowali, tak samo jak inni ludzie za inne rzeczy też nie dziękują.

Matylda: Był jeden, który podziękował. To Pan Jezus mu powiedział, że jest uzdrowiony. Ale wpierw było powiedziane, że dziesięciu uzdrowił. Nie dziękujemy za cuda, bo wydaje się nam, że to się nam należy. Jeżeli człowiek jest zdrowy wydaje mu się, że tak zawsze będzie.

Ks. Roman: Pan Jezus po raz drugi potwierdza uzdrowienie tego człowieka. Ja myślę, że to można zrozumieć tak. Ludzie są zdrowi, świetnie im się żyje, ale tylko jeden na iluś potrafi powiedzieć 'ja to zawdzięczam Panu Bogu'. Pan Jezus potwierdza, że ten człowiek dopiero teraz, gdy zauważył, komu to zawdzięcza, jest w pełni zdrowy. Czyli jest zdrowy fizycznie i w pełni zdrowy duchowo. Tamci ludzie zdrowi fizycznie, duchowo czegoś nie rozumieją.

Anna: A tutaj ten paralityk od razu odszedł wielbiąc Boga.

Wojciech: Po czym następuje "inni wszyscy wielbili Boga". Cud ich uzdrowił.

Ks. Roman: Cud rzeczywiście posłużył temu, żeby pobudzić wiarę, pobudzić modlitwę, pobudzić wdzięczność.

Anna: Ale z drugiej strony Pan Jezus zwykle jak robił cuda to mówił 'tylko nie rozgłaszajcie' a ludzie wtedy jeszcze mocniej rozgłaszali. Może właśnie tych dziewięciu trędowatych też nie podziękowali, ale rozgłaszali.

Alina: Nic nie wiemy na ten temat.

Anna: Przecież Pan Jezus czytał w ich sercach i przewidywał, jakie będą ich reakcje. Może to wszystko robił z premedytacją.

Czesława: Może właśnie dla przyszłych pokoleń pokazuje, że za dobro trzeba dziękować.

Ks. Roman: Bardzo cenna uwaga. Sytuacje, o których mówimy, pokazują różnorodność reakcji Pana Jezusa. Były sytuacje, w których Jezusowi zależało na dyskrecji i mówił, żeby o tym nikomu nie powtarzać. Ale czy to znaczy, że tak ma być zawsze? Nie. Z kolei były sytuacje, w których mu zależało na tym, żeby o tym wszyscy wiedzieli. I czy to znaczy, że w każdej sytuacji trzeba mówić o tym, co on zrobił? Też nie. Nie ma jednego prostego klucza, który otwiera wszystkie drzwi.

Matylda: Tak samo niech nie wie prawica, co robi lewica. To jest też mniej więcej takie porównanie tutaj. Dyskretnie, tak z tą modlitwą, żeby nie rozgłaszać, że proszę ja tu modlę się, jaki jestem dobry i tak dalej. Tylko tak sobie w kąciku. Nie na pokaz.

Ks. Roman: No właśnie, nie ma jakiegoś uniwersalnego odczytania słów Jezusa, czy jednego klucza do zrozumienia Jego słów, bo to byłoby proste. Mam jedną krótką receptę i mam już odpowiedź na wszystkie pytania. Nie. Jednak jest raz tak, a raz tak, a później znowu w innej sytuacji będzie raz tak a raz inaczej. Czyli tu jednak Pan Jezus wymaga czegoś, co można nazwać twórczością, bo rzemieślnik będzie zawsze robił to samo, dokładnie tak samo piłował każdą śrubkę, a artysta będzie tworzył. Brandstaeter tak ładnie mówi 'mamy być artystami wiary'. Nie mamy ciągle jednej śrubki dzień za dniem tak samo szlifować, tylko każdy dzień jest zupełnie nowym wyzwaniem. I to, co się sprawdziło wczoraj, dzisiaj może nie chwycić.

Kiedyś uczyłem religii jeszcze przy parafii. Miałem dziewięć klas piątych, które przychodziły po kolei. Jak już dziewięć razy powtarzałem tę samą lekcję to była automatyka. Ale okazało się, że to, co powiedziałem w jednej klasie wywołało fantastyczną reakcję, była super rozmowa. A w drugiej klasie zaczynam tak samo ich prowokować, a oni zupełnie nic, siedzą, zero rekcji. No i co zrobić. Są różni. W jednym miejscu coś się sprawdziło a w innym nie. Trzeba tworzyć ciągle na nowo.

Helena: Widocznie nie padło na odpowiednią glebę.

Ks. Roman: Czy nasuwają się nam jeszcze jakieś uwagi do tekstu z paralitykiem, zachowania osób? Zachęcam do pochylenia się nad tekstem.

Wojciech: Dość ciekawe, że w pierwszym zdaniu jest napisane, że pierwszego dnia, gdy nauczał, siedzieli faryzeusze i uczeni w Prawie.

Antonina: Oczekują, śledzą, sprawdzają czy się odpowiednio zachowuje.

Anna: No może nie, może są ciekawi, ja bym sama była bardzo ciekawa.

Czesława: Patrzyli, gdzie go uchwycić, na jakim czymś na jakimś zdaniu.

Jadwiga: Pilnowali czystości wiary.

Ks. Roman: Myślę, że też dlatego są tu podkreśleni, bo później są bohaterami tej historii, negatywnymi co prawda, ale głównymi bohaterami. Autor zwraca uwagę od razu na nich, bo mają jakąś rolę odegrać. Po za tym uczeni w Piśmie i faryzeusze byli elitą tego narodu.

Anna: Wychowawcy tego narodu musieli być na bieżąco.

Ks. Roman: To tak jakby dzisiaj powiedzieć i byli tam przedstawiciele mediów.

Gość I: Wers 17. "A była w nim moc Pańska, tak że mógł uzdrawiać". To tak, jakby kiedy indziej jej nie miał? Nie wiem czemu to zdanie jest takie?

Ks. Roman: Tu mamy ciekawe określenie 'a była w nim moc Pańska, że mógł uzdrawiać' nasuwa się rzeczywiście pytanie, czy kiedy indziej nie było w nim mocy, żeby nie mógł uzdrawiać?

Czesława: Może inne dni były nieodpowiednie.

Matylda: W Kanie Galilejskiej, w czasie pierwszego cudu, też jest taka sytuacja. Gdy Matka mówi, że nie mają wina, Pan Jezus odpowiada, nie nadeszła jeszcze jego godzina. Czy jest to związane z tym, że nie był jeszcze przygotowany do cudu?

Ks. Roman: Gdybyśmy poszli za tym, czy to by nie utrudniało wiary? On jest Synem Bożym, jest równym Bogu.

Gość I: Uzdrowienie było poprzedzone modlitwą? Bo był też człowiekiem. Więc też w jakiś sposób do tej mocy uzdrawiania musiał się duchowo przygotowywać. Tak by z tego wynikało. On nabiera jednak mocy po modlitwie, po kontemplacji czy poście. To nawet Jezusowi nie przychodziło tak łatwo.

Wojciech: Czterdziestodniowy post na to wskazuje. I mamy problem z bifizycznością Jezusa.

Ks. Roman: On jest i w pełni człowiekiem i w pełni Synem Bożym. Ale wyobrażenie sobie, na sposób ludzki, współdziałanie w Jezusie tych dwóch natur jest trudne.

Gdy opisujemy np. jak wygląda ciastko to parząc z jednej strony, opis jest zupełnie inny, niż gdy patrzymy z drugiej strony. Nie możemy patrzeć na raz i na tę stronę i na inną. Zazwyczaj patrzymy najpierw na jedną stronę i opisujemy to, co widzimy, a za chwilę na drugą stronę. I tak samo można powiedzieć jest tutaj z Jezusem. Raz się zwraca uwagę na jego stronę ludzką i opisuje reakcje jako człowieka, a innym razem, choć w tej samej osobie, jako Boga. Mówimy, że w jednej osobie Jezusa są dwie natury.

Czesława: Ale może w tym momencie, łączył się jednak z Bogiem Ojcem?

Ks. Roman: O właśnie. Trzeba pamiętać o tym, co mamy zaznaczone u Jana, że Pan Jezus ciągle mówi, że przyszedł wypełnić wolę Ojca. Nawet gdy mówi w Kanie Galilejskiej, że jeszcze nie nadeszła Jego godzina, to nie znaczy, że nie jest przygotowany, tylko czeka, żeby zaistniała ta sytuacja, której chce Bóg Ojciec. I tak samo może być tutaj, moc była w nim, czyli Bóg również. Bóg Ojciec chce właśnie przez niego coś ukazać.

Czesława: Przygotował ludzi, żeby byli przygotowani, a Matka Boska zrobiła swoje: też przygotowała do cudu.

Anna: Właściwie to wymusiła, skoro powiedział, że nie, nie nadeszła godzina. A ona swoim naleganiem wymusiła cud.

Ks. Roman: Bo prawdę powiedziawszy to Pan Bóg lubi, żeby nieraz coś na nim wymusić.

Wojciech: A tak a propos rozgłaszania. Wybrał wesele. Nie było szans, żeby nie wyciekła ta informacja w świat. To nie była góra Tabor.

Ks. Roman: Przyznam się, że ile razy wracałem do tego tekstu, zawsze uderzała mnie postawa tych czterech ludzi. Ktoś już zwrócił uwagę na ich wiarę. Pan Jezus widząc ich wiarę mógł zrobić cud. Proszę zobaczyć: to nie była wiara człowieka sparaliżowanego - to była wiara tych, którzy go nieśli. Pani zwróciła uwagę na to, że podjęli wysiłek przyniesienia, rozebrania dachu i spuszczenia chorego. To była ich wiara. Czyli swoją wiarą ludzie niosą innego człowieka. Dla mnie to jest coś niezwykle pięknego, cennego, że możemy naszą wiarą przynieść do Pana Jezusa kogoś, kto sam nie potrafi przyjść.

Jadwiga: Cudze sprawy zanieść, o cudze sprawy się modlić.

Ks. Roman: To jest niezwykłe piękna historia, która mówi dużo o modlitwie. Kościół, parafia jest grupą niosącą innych, tych czterech, którzy niosą. Ludzie modlący się też niosą innych.

Gość I: Jeszcze zwróćmy uwagę na coś takiego 'cóż jest łatwiej powiedzieć odpuszczają Ci się Twoje grzechy, czy powiedzieć wstań i idź'.

Ks. Roman: Czyli może za tym iść taka myśl, że łatwiej powiedzieć odpuszczają Ci się Twoje grzechy, niż wstań i chodź.

Anna: Może to jest równoważne?

Matylda: Mówiąc 'odpuszczają Ci się Twoje grzechy' Pan Jezus go równocześnie uzdrowił.

Czesława: Nie zapominajcie jednak, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów

Ks. Roman: I to, i to ma swoje konsekwencje. To drugie jest widoczne. Skoro dokonał drugiego, co dla ludzi wydawało się być niemożliwym, to również mógł dokonać pierwszego, też, po ludzku, nie możliwego.

Wojciech: Te rzeczy są w jakimś sensie równo trudne. Ciekawa jest reakcja ludzi: nie zazdroszczą, nie przeczą, nie wymyślają historii, że uzdrowiony nie był nigdy chory. Nie szukają dziury w całym. Stwierdzenie, że wszyscy wielbili Boga, łącznie z faryzeuszami, w tym kontekście jest uzasadnione.

Gość I: Patrząc na dotkniętych kalectwem, ktoś mógłby sądzić, że są nieszczęśliwi. Gdy spotykamy cierpiących pogodzonych z Bogiem, często przyjmujących komunię św., pomimo że cierpią, są szczęśliwi, pogodni, ładnie do wszystkich się uśmiechają. Nie ma w nich kalectwa duchowego, choć jest kalectwo fizyczne. Osoba taka wręcz emanuje radością na innych. Mogło by się wydawać, że inni powinni ją wspierać duchowo, gdy tymczasem to ona ich wspiera. Nie ma osoby, która ją dotknie i uzdrowi fizycznie, ale ona jest uzdrowiona duchowo.

Ks. Roman: I to jest najistotniejsze w gruncie rzeczy. Dlatego tutaj Pan Jezus dokonuje najistotniejszego dla człowieka cudu uzdrowienia duchowego. Ale ponieważ to jest trudne do zweryfikowania sięga po drugi cud, żeby nie tyle już temu człowiekowi wprost to udowodnić, choć może też, ale otoczeniu.

Gość I: Nasza fizyczność człowiecza jest taka. Zaczyna się wszystko od widzenia. Potem jest myślenie, poruszenie serca. Tak u nich się to zaczynało. Dlatego te cuda były potrzebne, niezbędne, żeby poruszyć to wszystko w nich. Wielu było poruszonych, ale i wielu pozostało przy swoim.

Ks. Roman: Wracając do uzdrowienia fizyczności. Można wyciągnąć z tego wniosek: uzdrowienie fizyczności nie jest dla samej fizyczności, że jednak ma pełnić funkcję duchową. Choć nie koniecznie tak musi być, bo zaczął Pan Jezus od uzdrowienia ducha

Gość II: Jak jest z odpuszczeniem grzechów? Osoba zgrzeszyła bardzo - zabiła człowieka. Idzie do spowiedzi, słyszy, że ma grzechy odpuszczone. Ale jest osobą niewierzącą. Nie zostaje duchowo uzdrowiona. Musi uwierzyć, że faktycznie Bóg odpuszcza jej ten grzech, zmienić swoje życie. Ze zdrowiem ciała jak i zdrowiem ducha wiąże się chyba wiara?

Ks. Roman: Niewątpliwie tak. Trudno mi sobie wyobrazić, że człowiek niewierzący idzie do spowiedzi. Samo przyjście do spowiedzi to jest już akt wiary. Może to być wiara bardzo kiepska, słaba. Oczywiście może być sytuacja, że ktoś na zasadzie terapii przychodzi. Bo już wysłuchanie kogoś, powiedzenie komuś o swoim problemie, a ten ktoś mnie wysłucha, to już daje ulgę w jakiejś tam sytuacji trudnej to już jest jakąś pomocą. Ale same tego typu pocieszenie czy podzielenie się swoim bólem nie uzdrawia człowieka Natomiast prawdziwe uzdrowienie jest na poziomie ducha. Bo można psychicznie się otworzyć i wypowiedzieć swoje złe doświadczenia, ale to nie jest uzdrowienie jeszcze. Uzdrowienie jest na poziomie ducha poprzez wiarę.

Helena: Każdy grzech musi być odpokutowany, więc nie wystarczy tylko powiedzenie "Odpuszczają ci się grzechy" i koniec. Sprawca musi ponieść jakąś karę za taka zbrodnię.

Ks. Roman: Niewątpliwie tak.

Ciąg dalszy kręgu biblijnego w następnym numerze Biuletynu.


Wieczór sylwestrowy

Postanowiliśmy spędzić wieczór sylwestrowy na krakowskim Rynku. Zapowiadano bardzo dobrą zabawę. Chcieliśmy zobaczyć jak jest. Była niedziela więc szukaliśmy wieczornej mszy świętej. U Dominikanów rozpoczyna się o godz. 21:30. Okazało się, że celebransem był dobrze nam znany Ojciec Jacek Salij. Czytanie było o dwunastoletnim Jezusie w Świątyni Jerozolimskiej. Łk. 2, 41-52. po czym bardzo ciekawa homilia O. Jacka Salija. Wybrałem z niej parę myśli.

Kaznodzieja mówił o potrzebie naśladowania Świętej Rodziny. Nie jest to takie proste, bo Matka Boża była niepokalanie poczęta, wolna od wszelkiego grzechu. Nie jest możliwa dokładna imitacja, ale powinniśmy się uczyć na tyle na ile to jest możliwe.

Jak podają statystyki, Polacy najbardziej życzą sobie udanego życia rodzinnego. Wszyscy podświadomie zdają sobie sprawę, że tam gdzie nie a dobrych rodzin to potem nie ma ani dobrych księży, ani dobrych sióstr zakonnych, ani dobrych lekarzy, ani dobrych nauczycieli, ani nawet dobrych polityków. Bo wszystkich podstawowych ról społecznych uczymy się w życiu w rodzinie. Druga myśl z kazania, odnosi się do badań socjologicznych prowadzonych w Ameryce dotyczących trwałości małżeństw.

Jeżeli małżeństwo jest zawarte tylko cywilne, to potem co drugie takie małżeństwo się rozpada.

Jeżeli małżeństwo zostało zawarte w Kościele, ale obydwoje nie chodzą regularnie na Mszę św., nie przystępują do sakramentów świętych, to z takich małżeństw rozpada się co trzecie.

Jeżeli małżeństwo jest zawarte z Kościele i potem małżonkowie w każdą niedzielę idą razem do Kościoła, to z takich małżeństw rozpada się już tylko w 2%. A jeżeli ponadto oprócz chodzenia co niedzielę modlą się we dwoje razem w domu, to z takich małżeństw, rozpada się niecały 1 promil, mniej niż jedno na tysiąc.

Ojciec Jacek Salij jest jedną z najbardziej znanych postaci w Kościele w Polsce. Profesor teologii dogmatycznej, pisarz, publicysta, ale przede wszystkim kaznodzieja i duszpasterz. Młodszemu pokoleniu znany m.in. z dominikańskich spotkań młodzieży w Hermanicach. Od wielu lat na łamach dominikańskiego miesięcznika "W drodze" odpowiada na pytania czytelników w rubryce zatytułowanej "Szukającym drogi".

I ta część wieczoru sylwestrowego była najciekawsza.

Wojciech Sala


Redagują: Anna Sala, Wojciech Sala mabit@pro.onet.pl    





























Redagują: Anna i Wojciech Sala, mabit@pro.onet.pl